środa, 12 grudnia 2012

Hunter: Rozdział 7

Witajcie!
To znowu my, Wasz ukochany duecik :D Pojawiamy się z kolejnym rozdziałem i kolejną falą zaskakujących akcji. Chciałybyśmy podziękować Wam za czytanie naszego bloga i komentowanie go. To naprawdę zachęca do dalszego tworzenia ;] W tym rozdziale będzie się wiele działo, czy będą to pozytywy czy negatywy? Przekonajcie się sami. Dlatego bez zbędnego gadania zapraszamy do czytania xD
A jeszcze jedno :D Wrzucamy dwa rysunki Nerisy do tego rozdziału:







A teraz zapraszamy do czytania i komentowania :]



Tom
Kiedy mój BRAT był w łazience, ja w tym czasie poszedłem na dół po coś do jedzenia. Była dopiero siódma rano, więc wypadało coś zjeść na śniadanie.
Postanowiłem, że na razie nie będę o tym myślał. O moim dziwnym zachowaniu...
Szykowałem właśnie nam kanapki, gdy podeszła do mnie NASZA mama. Była cała zapłakana i niemal się na mnie rzuciła, wtulając się we mnie, a ja stałem jak wmurowany. Nienawidziłem czułości, ale matce chyba to wybaczę, nie?
- Przepraszam, Tom...
Poczułem się trochę niezręcznie i... Cholera, co się ze mną dzieje?! Kiedy ja tak nagle zmiękłem? W zaledwie godzinę!
Chyba będę musiał się wyżyć na pedałku.
- Nie masz za co, mamo. Przecież... To nie twoja wina.
- Ależ moja, kochanie... Chciałam cię o coś poprosić. - Spojrzałem na nią wyczekująco, a ona wzięła głęboki oddech i kontynuowała. - Mógłbyś... Mógłbyś przekonać Billa, żeby zamieszkał z nami na stałe? Chciałabym to jakoś odbudować...
- Pewnie, mamo - odparłem, uśmiechając się niby pocieszająco. Chwilę potem powiedziałem jej, że się śpieszę, chwyciłem talerz z kanapkami i pognałem do góry ze zwycięskim uśmiechem na ustach.
Wszedłem do pokoju Billa i dostrzegłem, że leżał na łóżku, obwinięty jedynie ręcznikiem wokół pasa. Cicho szlochał.


Bill

Usłyszałem, że ktoś wszedł do pokoju. Nie musiałem nawet długo myśleć kto to jest. 
-Mam dla ciebie kolejny rozkaz do wykonania. Matka chce abyś zamieszkał z nami na stałe i jak domyślasz się, ja pragnę tego jeszcze bardziej. 
Zerwałem się do siadu i spojrzałem na niego z mordem w oczach.
-Co?! Ty chyba żartujesz?! Nie znam tej kobiety! Jest dla mnie kimś obcym. Jest takim samym potworem jak ty, bo jaka matka porzuca własne dziecko?! 
Widząc jak patrzy na moje do połowy nagie ciało, zerwałem się z łóżka i szybko założyłem bokserki. -Nigdy nie zamieszkam z takimi potworami jak wy. Nigdy!
Po tych słowach wybiegłem z pokoju mijając Toma. Potrąciłem go ramieniem i zaraz po tym usłyszałem stukot tłuczonego szkła. Pewnie wypadł mu talerz z kanapkami. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się wybiec na zewnątrz tej całej rezydenci. Byłem w samych bokserkach, więc moje ciało od razu odczuło minusową temperaturę. To jest za dużo na jednego człowieka! Podobno Bóg nie zsyła na człowieka tyle ile nie jest on w stanie udźwignąć, ale ja czuję że mi dał za wiele. Mój własny brat jest sadystą bez serca. Pogrąża mnie tylko bardziej i spycha w ciemności których tak cholernie się boję. Dlaczego muszę przez to wszystko przechodzić?! Zatrzymałem się przy budynku i drąc mordę na całe gardło zacząłem okładać ścianę pięściami. Nie krzyczałem żadnych słów, po prostu pozwalałem bólowi wyjść na zewnątrz. Ile tak robiłem nie wiem, ale w końcu biała ściana zaczynała robić się miejscami czerwona od mojej krwi. Kostki na dłoniach miałem zdarte prawie do samych kości. Płakałem, krzyczałem, trząsłem się i ciągle uderzałem w ścianę. 
-Bill! Przestań! 
Był to Tom, który próbował mnie odciągnąć od ściany. Ale byłem tak wściekły, że udawało mi się go odpychać. W końcu udało mu się mnie unieruchomić, a ja wybuchnąłem histerycznym płaczem. Wziął mnie na ręce i szybko zaniósł do domu. W jego dłoni zauważyłem klucze od auta. Pewnie chciał gdzieś jechać, ale mnie zobaczył. 
-Matko wezwij szybko lekarza!
-Ale… 
-Szybko! 
Wybiegła z pomieszczenia, a Tom posadził mnie na kanapie. Wziął w ręce moje dłonie. Bolały mnie tak mocno, że nie byłem w stanie ich wyprostować. Po minie Toma spokojnie mogłem stwierdzić, że jest źle. Do tego moje ciało było zimne jak lód. 
-Ty idioto! Pracujesz jako dziennikarz, jak stracisz możliwość pisania to jak będziesz zarabiał?! 
Spojrzałem w bok. Dlaczego on mi to robi?
-Czego ty ode mnie chcesz Tom? Mojego ciała? Masz je przecież na własność, sam je nawet podpisałeś. Ta blizna już zawsze będzie na moim ciele do końca moich dni…

Tom
Kiedy zobaczyłem jego ręce całe zakrwawione, myślałem, że chuj mnie zaraz strzeli.
Co on sobie wyobraża?! Zgłupiał, do cholery!
Ale kiedy usłyszałem jego słowa... Zdębiałem. Sam nie wiem, czemu, ale jakoś to mną... Poruszyło?
Chcąc zachować zimną krew, odparłem:
- I już do końca twoich dni będziesz mój...
Spojrzał na mnie nienawistnie. Nie minęła nawet sekunda, a stracił przytomność, osuwając się po kanapie. Podtrzymałem go za ramiona i usiadłem obok niego, następnie biorąc go na kolana. Westchnąłem cicho, przyrzekając sobie w duchu, że mu tego nie daruję.
Był cholernie zimny, chyba stracił sporo krwi. Próbowałem go jakoś ocucić, ale kompletnie się na tym nie znałem, więc trzymałem go tak jakieś piętnaście minut, dopóki nie zjawił się lekarz.
Facet najpierw odkaził mu rany na dłoniach i obwinął je bandażami, a potem podłożył mu pod nos jakieś cuchnące krople. Bill po chwili odzyskał przytomność i zaczął kaszleć.
Spojrzałem z wdzięcznością na lekarza.
Nie chciałem, żeby moja zabawka się zepsuła.

Bill
-I już do końca twoich dni będziesz mój… 
Spojrzałem na niego z nienawiścią w oczach i już po chwili nastała ciemność. Nie wiem jak długo mnie. Powoli otworzyłem oczy i zacząłem kaszleć. Zauważyłem, że jestem na kolanach Toma, a on mnie tuli do siebie. Nie umknęło mi też to, że nad nami stał jakiś facet i matka Toma. Tak, dla mnie matką ona nie jest. Chciałem położyć dłonie na ramionach Toma, aby go od siebie odepchnąć, ale jedynie jęknąłem głośno z bólu.
-Idioto! Dlaczego to zrobiłeś?! Teraz będziesz musiał oszczędzać ręce. 
Był wściekły, ale już po chwili wstał z kanapy, trzymając mnie na rękach.
-P…postaw mnie mogę sam chodzić… 
-Matko zaniosę go do łóżka. Doktorze, dziękuję że go poskładałeś do kupy. 
Nie słuchał mnie. Rumieniąc się schowałem w jego torsie tak twarz, aby nie widział moich czerwonych policzków. Tom położył mnie na łóżku i kiedy już myślałem, że wyjdzie… on zawrócił, wpił się w moje usta i po przerwaniu pocałunku uśmiechnął się do mnie szeroko. 
-Tylko ja mam prawo cię niszczyć. Zapamiętaj to sobie… B-R-A-C-I-S-Z-K-U. 
Zaśmiał się i wyszedł. Zwinąłem się w kuleczkę. Niech ktoś pozwoli mi umrzeć. Nie zniosę tego potwora więcej. On mnie naprawdę wyniszcza psychicznie. Płacząc zasnąłem, nie wiedząc nawet w którym momencie. Wstałem wcześnie rano. Pomimo stanu moich dłoni postanowiłem iść do pracy. Szybko, z dość dużymi trudnościami ogarnąłem się i wybiegłem z pokoju. Wiedziałem, że Tom na pewno śpi. Dlatego chciałem opuścić jego dom zanim mnie zobaczy. Będąc przy wyjściu zauważyłem „naszą” matkę. 
-Bill… A ty dokąd? 
Ubierając się spojrzałem na nią.
-W przeciwieństwie do PANI i…- Zaśmiałem się kręcąc na boki głową.-Toma… inni ludzie muszą pracować dość ciężko, żeby móc włożyć coś do gara. Przepraszam, ale śpieszę się do pracy. 
Po tych słowach wybiegłem z tej fortecy i skierowałem się na postój taksówek. Wszedłem do jednej i pojechałem do pracy. W robocie oczywiście wszyscy pytali mnie co mi się stało. Skłamałem więc, że poparzyłem obie dłonie wrzątkiem, kiedy robiłem makaron. Nie mam pojęcia czemu, ale mi uwierzyli. Dzień w pracy był miły. Nawet mój szef powiedział mi, że skoro mam w takim stanie dłonie to mogę wziąć wolne. W sumie chciałem iść do mojego mieszkania. Może jestem głupi, ale kiedy mnie podrzucono na schody domu mojego ojca wiedział on, że aby mnie wychować potrzebuje kasy. Dlatego, żebyśmy dobrze i godnie mogli żyć sprzedał swój dom i kupił to mieszkanie. Tam są moje wszystkie wspomnienia z dzieciństwa i po nim. Jednak z wyjściem z pracy poczekałem do wieczora. Chciałem uporządkować to co już pisałem i oddać to co miałem przygotowane. O 19 wyszedłem z pracy. Było ciemno, a ja chcąc poukładać swoje myśli wolałem się przejść. Kiedy w końcu stanąłem przed fatalnie kojarzącym mi się parkiem, nie umiałem zrobić kroku. Jednak w końcu zebrałem się w sobie i ruszyłem nim przed siebie. Boże, tyle złych wspomnień teraz we mnie uderzyło. Byłem właśnie prawie przy wyjściu, kiedy usłyszałem męskie głosy. 
-Witaj, pedałku…Pewnie nas pamiętasz, prawda? 
Odwróciłem się i znieruchomiałem. Nie umiałem się ruszyć, a tym bardziej oddychać. Stała przede mną dwójka z paczki Toma. Tylko nie to! Nasłał ich na mnie?!

Tom
Poszedłem spać zaraz po tym, jak wyszedł lekarz. Byłem padnięty, sam nie wiedziałem nawet, dlaczego.
Gdy wstałem rano, od razu skierowałem się do pokoju Billa, ale go w nim nie było. Zajrzałem do łazienki, też pusto. Przez chwilę pomyślałem, że może zwiał, ale wszystkie jego rzeczy były na miejscu. Postanowiłem poszukać go na dole, lecz tam też go nie było.
W kuchni zauważyłem krzątającą się matkę, zapewne coś gotowała.
- Gdzie Bill? - spytałem.
Podskoczyła przerażona i spojrzała na mnie.
- Och, Tom. Wystraszyłeś mnie - Położyła dłoń na piersi, biorąc głęboki wdech. - Poszedł do pracy. Zjesz coś?
Ach, praca! Kompletnie zapomniałem przez te dwa dni, że on w ogóle pracuje. Cóż, czyli do dziewiętnastej będę się nudził...
Musiałem więc znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale wszystko nie zajmowało mnie na dłużej, niż dziesięć minut. Z nudów nawet zeżarłem chyba pół lodówki...
Postanowiłem sobie, że pojadę do Ash. Może w coś pogramy...? Albo napadniemy na kogoś nowego! Coś ostatnio zaniedbałem moje "obowiązki"...

Bill
Rusz, się do cholery! Inaczej skończysz tu marnie. Właśnie to powtarzałem sobie w myślach. Odwróciłem się więc szybko i zaraz poczułem szarpnięcie na moich czarnych włosach. 
-Dokąd to?! Nie skończyliśmy jeszcze! Baaa! My nawet nie zaczęliśmy! 
Zaśmiali się oboje i dopiero teraz zobaczyłem, że jeden jak i drugi mają na wierzchu stojące pały. Przeraziłem się! 
-Widzisz, kochany. Masz duże szczęście, bo chwilę temu jebaliśmy się w krzakach. Dlatego jesteśmy zwarci i gotowi… 
-Puszczaj mnie! - krzyknąłem na całe gardło i wbiłem paznokcie w nadgarstek chłopaka. Warknął na mnie i po chwili powalił mnie na ziemię. Szarpał mocno moje włosy, dlatego krzyknąłem. Wtedy jeden z nich wepchnął mi w usta penisa. Zacząłem płakać i szarpać się z nimi. Jednak ten co posuwał mnie w usta był bezlitosny. Pchał tak mocno, że jego penis cholernie boleśnie uderzał w moje gardło. Miałem przez to odruchy wymiotne i czułem w gardle krew. Nie wiem ile to trwało, ale w końcu chłopak spuścił się we mnie. Nie wyjął penisa dopóki nie połknąłem nasienia. Po nim przyszła kolej na drugiego. Wiedziałem, że chce zrobić mi to samo, dlatego przekręciłem głowę w bok i mocno zacisnąłem szczęki. Jednak szybko je otworzyłem krzycząc przez kopniaka jakiego dostałem w brzuch. Chłopak wykorzystał to i w jeszcze bardziej brutalny sposób zaczął posuwać mnie w usta. Teraz naprawdę czułem, krew w gardle. Dławiłem się niemal wymiotując na niego, ale nie pozwolił mi na to. Spuścił mi się w usta. Tego jednak nie interesowało czy połknę nasienie i już po chwili czułem jak mnie dusi. Nie mogłem złapać oddechu. Zacząłem szarpać się, a przed oczami miałem już czarne plamy. Wtedy jego ręka puściła moje gardło. Oddychanie zaczęło mnie aż boleć. Jednak nie był to koniec. Oboje zaczęli mnie kopać. Nie mogąc nic zrobić, odruchowo zakryłem rękami głowę. Kopali mnie tak z 3 minuty. Potem splunęli koło mnie i śmiejąc się, odeszli. Bolało mnie całe ciało, jednak najbardziej poranione dłonie, które też mi pokopali. Nie byłem w stanie się ruszyć. Czułem, że dłonie mocno mi krwawią, jak i moje ciało. 
-N..nic panu nie jest? 
Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem do góry. Stała nade mną młoda kobieta. Poczułem w oczach łzy. Otworzyłem usta by odpowiedzieć i… zamarłem. Nie wydobyło się nic oprócz niemego jęku. Szybko złapałem dłonią gardło. Zacząłem cały drżeć. Boże! Ja nie mogę mówić! Byłem w okropnym szoku, jednak nie mogłem pozwolić tej kobiecie odejść. Wyjąłem telefon i napisałem jej, czy nie pomogłaby mi dojść do domu. Podałem też gdzie to jest.
-Oczywiście. Mieszkam blok za pańskim. 
Pomogła mi wstać i za jej pomocą ruszyliśmy. Z rąk kapała mi krew zostawiając ślady na ziemi. Po kilku minutach doszliśmy przed moją klatkę. Podziękowałem znowu za pomocą komórki i wszedłem na górę. Byłem wyprany z emocji. Wiem już, co muszę zrobić. Wszedłem do mieszkania nawet nie zamykając za sobą drzwi. Powoli udałem się do kuchni. Otworzyłem szufladę z nożami i długo na nie patrząc wybrałem jeden. Ruszyłem powoli do łazienki. Płacząc jak dziecko, wszedłem do niej, stanąłem naprzeciwko lustra i drżącą dłonią przyłożyłem nóż do gardła. Przepraszam tato, ale ja naprawdę nie daję już rady… Tak będzie lepiej. Jak świat o mnie zapomni… W końcu od urodzenia byłem niechcianym dzieckiem.

Tom
Właściwie to u Ash nudziłem się podwójnie, ale jakoś czas nam szybko zleciał. Pograliśmy trochę na PS3 i nim się obejrzałem, była już dziewiętnasta. Pożegnałem się więc z niebieskowłosą i odjechałem w stronę domu.
Mniej więcej w połowie drogi zadzwonił mój telefon. Zjechałem na pobocze, żeby odebrać. Zanim to zrobiłem, spojrzałem na wyświetlacz. Adam.
- Tak?
- Mamy zajebistą wiadomość! - krzyknął radośnie Victor. Odsunąłem komórkę od ucha w obawie o swój słuch.
- Jaką? - westchnąłem.
- Ucieszysz się! - powiedział drugi.
- Więc? - Moja cierpliwość się kończyła!
- Dorwaliśmy tego pedała.
- Tak, świetnie... Znaczy, co? Jakiego pe... ŻE CO?! - wydarłem się na nich. Czy oni mówią o...?
- Wiesz, tego czarnulka - odezwał się, już mniej pewny siebie, Victor.
- ŻE CO, KURWA, ZROBILIŚCIE?! Jak mogliście, do cholery! To mój brat!
- Brat?
- Tak, brat! Pierdolony brat! Okazało się, że mojej zajebistej matce zachciało się go kiedyś porzucić, ale nie o tym mówię. Gdzie go zostawiliście?!
- W tym parku - powiedział cicho Adam.
- Jeszcze się policzymy - warknąłem i rozłączyłem się, rzucając telefon na drugie siedzenie.
Odpaliłem silnik i pojechałem we wskazane miejsce.
Kurwa, zabiję ich, jeżeli coś mu się stało. Tylko ja, powtarzam, TYLKO JA mogę gnębić MOJEGO pedała!
Zaparkowałem na pierwszym lepszym chodniku, w dupie miałem parking. Szybko wyszedłem z samochodu, mocno trzaskając drzwiami. Byłem na maksa wkurwiony.
W parku nie było nigdzie Billa. Pomyślałem, że może poszedł do mieszkania, więc szybko dopadłem do drzwi, z których właśnie wychodził jakiś sąsiad.
Kurwa, zapomniałem numeru mieszkania Billa. Stałem chwilę w bezruchu, starając sobie przypomnieć, aż dostrzegłem czerwone plamy na schodach. Wystraszony szybko pobiegłem wzdłuż śladów krwi. Prowadziły do otwartych na oścież drzwi, co bardzo mnie zszokowało, zważając na to, jak bardzo dla Billa ważne było to mieszkanie.
Szybko przeczesałem wszystkie pomieszczenia, ale jego nigdzie nie było. Załamałem ręce i westchnąłem bezradnie.
Kilka sekund później usłyszałem szlochy dochodzące z łazienki. Szybko tam pognałem i to, co zobaczyłem, niesamowicie mną wstrząsnęło.
- Bill! Kurwa, Bill, zostaw to!
Spojrzał na mnie niesamowicie nienawistnie, kiwając na boki głową. Stał przed lustrem i przykładał do swojego gardła nóż. Bałem się, że jak cokolwiek zrobię, to rzeczywiście się zabije. Kurwa!

Bill
Usłyszałem krzyk Toma i spojrzałem w bok. Jak mógł ich na mnie nasłać. Czy można kogoś bardziej nienawidzić, niż ja jego? Kazał odłożyć mi nóż, ale nie zamierzałem słuchać jego jebanych rozkazów. Moje życie legło w gruzach od momentu, kiedy spotkałem tego człowieka. Z każdym dniem jest coraz to gorzej. Nie chcę takiego życia! Nie daje sobie już z tym rady! Przycisnąłem mocniej nóż do gardła i zamknąłem oczy. Właśnie tak skończę, prawda? Ale Tom nie miał zamiaru mi na to pozwolić. Wykorzystał moment, jak zamknąłem oczy i odciągnął moją rękę z nożem od szyi. Zabrał mi nóż i odrzucił go gdzieś na bok. 
-ZWARIOWAŁEŚ DO RESZTY JUŻ?! 
Wydarł się na mnie a ja ze łzami w oczach wybiegłem z łazienki. Znalazłem zeszyt i długopis. Tom wyszedł za mną. Napisałem dość nieporadnie na kartce: „To ty ich na mnie nasłałeś?! Mało ci było dręczenia mnie samemu?!”. Tom uniósł do góry brew. 
-Nie, nie nasłałem ich na ciebie. Zrobili to bo myśleli, że zajebiście będę z nich dumny. Kurwa! Odłóż to. Co to przedszkole? Lepiej mi powiedź co ci zrobili! 
Uśmiechnąłem się smutno. Znowu naskrobałem coś w zeszycie i przekręciłem w jego stronę. „Właśnie to mi zrobili. Nie bawię się w przedszkole. Przez tą dwójkę straciłem głos! Nie mogę mówić, TOM! „
Po tych słowach rzuciłem zeszyt na bok i pozbyłem się ciuchów do pasa. Na moim ciele było pełno siniaków. Masz napatrz się i naciesz oczy. To właśnie czujesz, prawda? Satysfakcję, że jestem w takim stanie. Spojrzałem w bok czując jak łzy zalewają mi policzki.

Tom
Kiedy to przeczytałem... Kiedy na jego ciele zobaczyłem te wszystkie siniaki... Coś mną wstrząsnęło. Opanowała mnie niesamowita złość, tak wściekły nie byłem jeszcze chyba nigdy w życiu. Po prostu miałem ochotę w tej chwili znaleźć tych jebanych homosków i najebać im tak, że odechciałoby im się kogokolwiek pieprzyć. Ba, nawet odezwać się do kogoś słowem! Zabiję gnojków. Zakatuję.
Z gardła Billa nie wydobywały się żadne dźwięki, ale mimo to widziałem spływający po jego policzku strumień łez. Wiedziałem, że niesamowicie cierpi, jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy to ja go krzywdziłem.
Nie wiedzieć dlaczego, w tej jednej chwili pożałowałem wszystkiego, co mu do tej pory zrobiłem. Pomyślałem, że to właśnie ja jestem winny całej tej sytuacji, że to przeze mnie Bill nie może wydać z siebie żadnego dźwięku, że to przeze mnie chciał popełnić samobójstwo. W tym momencie, gdy sobie to uświadomiłem, poczułem się niesamowicie okropnie.
Nie wiem nawet, kiedy podszedłem do niego i przytuliłem jego drobne, poranione ciało do siebie, a swoje czoło oparłem o jego obojczyk, wdychając jego zapach. Nie reagował, pewnie było mu już wszystko jedno.
Przez chwilę stałem tak z nim nieruchomo, po czym kierowany poczuciem winy, wyszeptałem:
- Przepraszam...

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Hunter: Rozdział 6

Buuu!
Przemawia do was właśnie najbardziej zajebisty duet wszech czasów, jak to niektórzy nas określili. ;D
Tak, tym razem przemawiamy do was wspólnie.
Wszem i wobec ogłaszamy, że aby zrozumieć Toma, dlaczego gnębi "pedałów", mimo że ma homoseksualistów w swojej paczce, trzeba looknąć do pierwszego rozdziału.

Po trzecie, to kochamy każdego czytelnika i w tym oto momencie każdemu dajemy buziol w polik za  czytanie naszego chorego opka. ;*

No i w ten oto sposób przechodzimy do dedykacji od nas dla wszystkich czytelników! Dla tych, którzy komentują, jak i dla tych, którzy czytają, ale nie zostawiają po sobie żadnego śladu. 


I ostatnią rzeczą jest... Rysunek Nerisy, który w mniejszym lub większym stopniu jest zapowiedzią tego rozdziału. Mamy nadzieję, że domyślicie się, kim jest kobieta na rysunku. :D
I to już tutaj taka mała uwaga od Mazohyst: Neri ma cudowne pismo, niesamowicie zazdroszczę XD






ENJOY!


~~~~

Bill

Przespałem całą noc. Spałbym pewnie dłużej, gdyby nie budzik, który zaczął dzwonić na całe mieszkanie. Usiadłem na łóżku przecierając pięściami oczy. Boże, jak ja nienawidzę poranków. No ale do roboty trzeba iść. Ziewnąłem i poszedłem do łazienki. Tam wziąłem szybki prysznic. Po wyjściu z kabiny zabrałem się za układanie włosów. Kiedy wyglądały dobrze, zabrałem się za makijaż. Gotowy wyszedłem nagi do sypialni. Z szafy wyjąłem ulubione ciuchy i po ubraniu ich poszedłem do kuchni. Nie jadłem śniadania, jednak bez kawy nie potrafiłem funkcjonować. Po wypiciu jej zabrałem torbę, założyłem buty, płaszcz i wyszedłem z domu.  (…) 
Dzień w pracy był strasznie monotonny. Myślałem tylko o tym aby skończył się w końcu. Z racji tego, że dziś mija rocznica śmierci mojego ojca wyszedłem z pracy 30 minut wcześniej. Wtedy usłyszałem dzwonek swojej komórki. Wyjąłem ją z torby i wychodząc z budynku odebrałem.  
-Halo. 
-Świetnie. Jednak masz się dobrze. Miałeś mnie informować o swoim stanie.  
Kurwa, totalnie o tym zapomniałem.  
-Przepraszam Georg… Twoje leki podziałały i już od dwóch dni pracuję.  
-Dziś ten dzień.  
-Tak. Dlatego wyszedłem wcześniej. Idę właśnie na cmentarz.  
-O tej porze?!  
-A kiedy miałem iść? Może o 4 rano? Proszę cię. Zawsze tak chodzę. 
 -Iść z tobą?  
-Dziękuję, ale sam sobie dam radę. Naprawdę.  
- Ped…! BILL!  
Zatrzymałem się i tak jakby w zwolnionym tempie odwróciłem się. Na parkingu, oparty o maskę swojego auta, stał Tom.  
-G-Georg. Zadzwonię potem.  
-Znajomy?  
-Tak.  
Rozłączyłem się i przyglądałem się chłopakowi. Skinął na mnie głową. Działał na mnie jak właściciel na psa, moje nogi od razu zaczęły iść w jego kierunku. 
-C-co tu robisz?


Tom

- Mam pewną propozycję - powiedziałem - właściwie, to rozkaz.  Pójdziemy sobie teraz ładnie do ciebie, spakujesz swoje rzeczy, i potem wprowadzasz się do mnie... Prosta instrukcja, prawda?
- A-ale...
- Bez dyskusji - warknąłem, patrząc na niego z wyższością. Chłopak od razu spuścił wzrok i odsunął się na krok. Jednym ruchem dłoni szarpnąłem go do siebie, ale niezbyt mocno, żeby nie przywołać gapiów.
- Chciałem... Ja... D-dziś jest rocznica śmierci m-mojego ojc-ca... - wyjąkał, patrząc na mnie błagalnie. Uniosłem lewą brew do góry, patrząc na niego pytająco. - I chciałem... Chcę... O-odwiedzić go. N-na cmentarzu. Naprawdę zrobię, co tylko chcesz i to bez namysłu, ale… po… pozwól mi go odwiedzić…
Do głowy wpadł mi pewien pomysł, gdy wypowiedział słowo "cmentarz". Uśmiechnąłem się do niego, niby niewinnie. 
- Och... Rozumiem. Dobrze, możemy iść... Ale zaraz potem idziemy po twoje rzeczy.
- A... A p-praca? - zapytał. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, no!
- Pierdolić robotę - odparłem spokojnie, ciągnąc go w stronę mojego samochodu. Usadowiłem go na siedzeniu pasażera i zapiąłem mu pasy. Spojrzał na mnie, jakby mówiąc "nie traktuj mnie jak dziecko". Oj, nie będę, kochanie...
Wsiadłem do auta i odjechaliśmy w stronę cmentarza. Bardzo dobrze znałem te okolice, był tu tylko jeden cmentarz, więc wiedziałem, gdzie mam dokładnie jechać. Zaparkowałem samochód gdzieś z boku i udaliśmy się w kierunku grobów. Bill prowadził w stronę nagrobka swojego ojca, a ja maszerowałem za nim, rozglądając się po okolicy. Nie było żadnej żywej duszy prócz nas, dosłownie.


Bill

- Mam pewną propozycję. Właściwie, to rozkaz. Pójdziemy sobie teraz ładnie do ciebie, spakujesz swoje rzeczy i potem wprowadzasz się do mnie... Prosta instrukcja, prawda? 
Spojrzałem na niego zaskoczony. Co on kurwa do mnie mówi?! To żart, prawda?!  
- A-ale... 
- Bez dyskusji - Warknął, patrząc na mnie z wyższością. Wbiłem wzrok w ziemię i zmarszczyłem brwi odsuwając się do Toma. Jednak on jednym ruchem dłoni przyciągnął mnie do siebie. Spojrzałem szybko na niego. 
- Chciałem... Ja... D-dziś jest rocznica śmierci m-mojego ojc-ca...   
Wyjąkałem, patrząc na niego niczym kot ze Shreka. Uniósł lewą brew do góry, a w jego oczach zobaczyłem nieme pytanie: Co jest kurwa?  
- I chciałem... Chcę... O-odwiedzić go. N-na cmentarzu. Naprawdę zrobię co tylko chcesz i to bez namysłu, ale… po… pozwól mi go odwiedzić…
Patrzyłem na niego w oczekiwaniu na odpowiedź. Uśmiechnął się do mnie. 
- Och... Rozumiem. Dobrze, możemy iść... Ale zaraz potem idziemy po twoje rzeczy. Uśmiechnąłem się szeroko, co pewnie zobaczył. Poczułem ulgę, że pozwolił mi jechać na grób ojca. Jednak po tym wpadło mi coś do głowy. Zaraz… Mam wprowadzić się do niego i… 
- A... A p-praca? 
Zapytałem cicho. Cholera on mnie zabija już wzrokiem. Jednak przymknął na chwilę oczy, aby zaraz na mnie patrzeć. 
- Pierdolić robotę. 
Ta, a niby dlaczego mnie jebiesz, co? Dlatego, że właśnie na tej robocie mi kurwa zależy. Nie powiedziałem tego, a on zaczął mnie ciągnąc w stronę samochodu. Usadowił mnie na siedzeniu pasażera i zapiął mi pasy. Spojrzałem na niego z mordem w oczach. Co on kurwa myśli, że ja dziecko jestem?! Na cmentarz dojechaliśmy bardzo szybko. Tom uparł się, że pójdzie tam ze mną. Nie bardzo chciałem, żeby wiedział, gdzie znajduje się nagrobek mojego ojca… Jednak wyjścia nie miałem. Niepokoił mnie też fakt, że znajdowaliśmy się sami na tym jebanym cmentarzu. Po minięciu kilku alejek, w końcu stałem przed grobem ojca. Nie mogłem pomodlić się tak jak zawsze, czyli na głos. Stałem dość długo modląc się za duszę mojego ojca. To, że przed śmiercią powiedział mi, że jestem podrzutkiem bolało nadal. Jednak to jego uważam za mojego prawdziwego i jedynego ojca.  
-Długo jeszcze? Mamy dużo do roboty…  
Spojrzałem na niego i westchnąłem.  
-Nie dasz mi dłużej tu być, co? Ehh... Skończyłem. 
 -Skoro tak, to ściągaj spodnie, właź na grób i wypinaj do mnie swoją dupę.  
Blady niczym kreda patrzyłem na niego w osłupieniu.  
-Co się gapisz? Czy to nie ty powiedziałeś, że jeśli cię tu zabiorę, to zrobisz wszystko bez namysłu?  No chyba, że mam dać płytę…  
Sukinsyn! On od początku to planował. Zacisnąłem zęby i zacząłem rozpinać spodnie. 
-Nienawidzę cię…  
-I dobrze, kotku… Wcale nie musisz mnie kochać, a dawać mi dupy. 
Zrobiłem jak kazał. Byłem na grobie ojca z wypiętym tyłkiem. Łzy same zaczęły mi płynąć po policzku. W myślach przepraszałem ojca za to, co teraz się będzie dziać.  
-Widzisz staruszku jakiego masz synka? Męska kurwa z niego.  
Zaśmiał się i sprzedał mi klapsa w tyłek, aż jęknąłem. Po tym wszedł we mnie bez ostrzeżenia i od razu ostro zaczął jebać. Wtedy poczułem jego rękę na moim członku.  
-Nie!  
Krzyknąłem, ale on nie słuchał. Przez ruchy jego dłoni mój członek twardniał. Jego penis wsuwał się i wysuwał ze mnie w ostrym tempie, a jego jądra uderzały o moje pośladki. Był to szybki numerek, który zakończył się naszym wspólnym orgazmem. To co zrobił mi tu… Nie zapomnę mu tego. Uniosłem głowę do góry i zamarłem. Zdjęcie mojego ojca na grobie było ubrudzone spermą. Tom wyszedł ze mnie, więc szybko pozbierałem się i chciałem wytrzeć to co było na fotografii.  
-Nie ma mowy. Zapierdalaj do auta. 
-A..ale… Jak mogłeś?! 
-Ot, tak. A teraz jedziemy do twojego mieszkania i do mnie!  
Warknął. Podszedł do mnie, złapał mnie za kark i z całą swoją siłą zaczął ciągnąc do samochodu. Całą tą drogę płakałem i wykrzykiwałem, jak bardzo go nienawidzę.


Tom


Pedał był cały roztrzęsiony, więc posadziłem go na tylnych siedzeniach. Jeszcze by brakowało, by spowodował wypadek. Przez połowę drogi do jego domu wyzywał mnie, płakał i krzyczał, że mnie nienawidzi. 
Po chwili gwałtownie wyhamowałem i zjechałem na pobocze. Odwróciłem się do tyłu i między siedzeniami przyciągnąłem go mocno za podbródek do siebie, drugą rękę zaciskając na jego włosach. W jego oczach dostrzegłem istną nienawiść, na co prychnąłem.
- Miałeś robić wszystko, co ci każę. A nie kazałem ci się wydzierać! Więc, albo zamkniesz teraz ryj, albo po prostu zawrócę i zrobię to jeszcze raz.
Zamilkł. Może nie do końca, bo wciąż płakał, ale już się na mnie nie wydzierał. I bardzo dobrze, bo naprawdę byłbym zdolny tam wrócić i zrobić coś o wiele gorszego, niż wszystko do tej pory. Ostatni raz zgromiłem go spojrzeniem i odepchnąłem z powrotem na siedzenie. Nim odpaliłem znów silnik, zerknąłem w wsteczne lusterko, ustawiając je tak, bym widział Billa. Trząsł się. Trząsł się i cicho, niemal bezdźwięcznie, szlochał. Patrzył się pustym wzrokiem w przyciemnioną szybę, za którą nagle zaczął padać deszcz. Pomyślałem, że to wygląda jak scena z jakiegoś marnego dramatu i westchnąłem, ruszając w kierunku jego domu. 
Nie było mi go wcale szkoda, wręcz przeciwnie - uwielbiałem się nad nim pastwić. W żadnym wypadku nie zamierzałem być dla niego litościwy. Nigdy. Postanowiłem sobie, że zniszczę tego czarnego pedała, i tego właśnie dokonam. Będę to robił powoli, sprawiając, że będzie cierpiał jak nigdy... Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mu do głowy, żeby popełnić samobójstwo, to zrobię wszystko, żeby uratować mu tę jego chudą dupę, a potem oddam video w odpowiednie ręce.
Niech zapamięta, że ode mnie nie ucieknie. 
Zaparkowałem samochód pod blokiem. Niemal wyszarpałem Billa z auta i pociągnąłem go w kierunku budynku. Drżącymi dłońmi wyciągnął klucze z kieszeni i spojrzał na mnie niepewnie, otwierając je. Wciąż szlochał. Idąc po schodach, przewracał się prawie na każdym schodku, więc wziąłem go na ręce i zaniosłem do góry. Drzwi otworzyłem kopniakiem. 
Rozkazałem mu spakować wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.
- Nie bierz wszystkiego, jeszcze tu wrócę po resztę w międzyczasie. 
Przytaknął i zaczął wyjmować swoje ubrania z szafy, układając je następnie w walizce. Cierpliwie czekałem.
Bill nadal szlochał i niesamowicie się trząsł. Wziął w swoje dłonie walizkę, ale od razu ją upuścił. Ponowił próbę. Spojrzałem na niego z politowaniem i wyrwałem mu bagaż. Wybiegłem z mieszkania i od razu skierowałem swoje kroki do samochodu. Za mną  powoli wlókł się pedał, cicho sobie popłakując. 


Bill


Kiedy byliśmy w samochodzie i byłem wrzucony na tylne siedzenie nie oszczędzałem słów. Płakałem i wyzywałem Toma od najgorszych sukinsynów, jakich matka ziemia nosi na sobie i krzyczałem jak cholernie go nienawidzę. W pewnym momencie Tom dał ostro po hamulcach i zjechał na pobocze.  Pomiędzy siedzeniami złapał mnie i przyciągnął do siebie. Jego druga ręka wylądowała na moich włosach. Spojrzałem z nienawiścią w jego oczy.  
- Miałeś robić wszystko, co ci każę. A nie kazałem ci się wydzierać! Więc, albo zamkniesz teraz ryj, albo po prostu zawrócę i zrobię to jeszcze raz. 
Te słowa sprawiły, że zamknąłem się. Płakałem, ale nic już nie mówiłem. On odepchnął mnie i ruszył. Miałem dość… Jak mógł mi to zrobić?! Na grobie mojego ojca?! Patrzyłem tępo w szybę i czekałem tylko jak dojedziemy. Nie kontrolowałem ani jednej łzy. Gdy byliśmy przed blokiem Tom na siłę wyciągnął mnie z auta. To jaki byłem roztrzęsiony sprawiło, że klucze prawie wyleciały mi z ręki, a kiedy znaleźliśmy się na klatce schodowej nie miałem nawet siły iść. Byłem wyprany z jakiejkolwiek siły… Potykałem się i wtedy Tom wziął mnie na ręce. Chciałem go odepchnąć, ale naprawdę nie miałem siły aby walczyć z tym potworem. Zacząłem pakować się do walizki. 
 - Nie bierz wszystkiego, jeszcze tu wrócę po resztę w międzyczasie.  
Kiwnąłem na niego głową. Boję się, że przy tym człowieku stanę się niemową. Nie miałem ochoty na niego patrzeć i go słuchać.  Kiedy spakowałem walizkę chciałem ją podnieść, lecz mi wypadła z rąk. Stało się tak dwa razy. Tom najwyraźniej tym wkurwiony wziął ją i wyszedł. Kiedy zostałem sam w mieszkaniu, po raz ostatni rozejrzałem się.  
- Nie pozwolę przyjechać mu tu samemu. To mieszkanie jest dla mnie ważniejsze niż praca…  
Po tych słowach wyszedłem z mieszkania, zamknąłem drzwi na klucz i zbiegłem za Tomem. Przed autem spojrzałem na niego.  
-Jak będziesz jechać po resztę, jadę z tobą.  
Uniósł brew ku górze i uśmiechnął się.  
-Słucham? 
-To, co słyszałeś.  
-Słuchaj mały, jak będę chciał to na mój rozkaz sprzedasz to mieszkanie.  
-Nie ma mowy! 
Spojrzał na mnie z mordem w oczach i podszedł do mnie. Pchnął mnie na samochód i unieruchomił na jego boku moje nadgarstki. Z przerażenia zamknąłem oczy. Czułem jego twarz niebezpiecznie blisko mojej. 
-Co powiedziałeś?  
-Nie sprzedam go! Jest dla mnie ważne! Jak chcesz to dalej oddaj płytkę! Ale ja…  
Otworzyłem oczy i zapłakane tęczówki utkwiłem w jego oczach. 
-Nie sprzedam go. 
-Najwyraźniej uderzyłem nie tam gdzie trzeba kochany… No dobrze. Jeśli nie będziesz mnie słuchać to nie dość, że dam to w twojej pracy, to rozdam twoim sąsiadom. Sam wiesz jak ciężko ma homoseksualista. Dlatego sąsiedzi sami sprawią, że nie dasz rady tutaj mieszkać.  
Uśmiechnął się wrednie a ja patrzyłem na niego w osłupieniu. Powoli zacząłem zsuwać się plecami bo boku auta, a Tom nadal trzymając moje nadgarstki zniżał się ze mną, aż w końcu ja siedziałem na ziemi a on kucał. Jednak nadal nie puścił moich rąk. 
-Ty draniu… - szepnąłem.


Tom

Parsknąłem na jego słowa i pociągnąłem go za koszulkę do góry, a on zajęczał z bólu. Spojrzałem na niego z kpiną, a potem dosłownie wrzuciłem go na tylne siedzenie w samochodzie. Sam zasiadłem za kierownicą i już jechałem w kierunku mojej rezydencji.
Pedał płakał, ba, wył i wbijał sobie paznokcie w skórę, co zauważyłem w lusterku wstecznym. Może chciał jakoś załagodzić ból psychiczny? Oj, Billy, nie łódź się... Jeszcze troszkę sobie ze mną pocierpisz, kochanie...
Kiedy znaleźliśmy się pod moim domem, wyszarpałem go siłą z samochodu. Przez chwilę patrzył tępo na moją willę, pewnie myśląc, że się pomyliłem. Albo, że żartuję.
- T-ty... Tu... m-miesz-kasz? - wyjąkał między szlochami, patrząc na mnie zdezorientowany.
- Tak. Takie dziwne? Ciesz się, że nie będziesz mieszkał w melinie. 
Zacisnął wargi, widocznie powstrzymując ostre słowa. Bardzo dobrze, Billy. Jeżeli coś do mnie masz, zachowaj to dla siebie...
Chwyciłem go za drżącą dłoń, co go chyba zdziwiło. Cóż, mnie też...


Bill

On tu mieszka?! Co on kurwa syn gangstera czy co?  Drgnąłem ponieważ poczułem na swojej dłoni zaciśnięte palce Toma.  Zaskoczony spojrzałem na niego. Dlaczego robi coś takiego, skoro zaraz po tym potrafi robić mi takie krzywdy? Weszliśmy do domu Toma. Był przeogromny. To było tak wielkie, że niemal jak zamek królewski. Weszliśmy do czegoś, co było chyba salonem. Na kanapie, przy ławie siedziała piękna, szczupła kobieta. Spojrzała na nas i już od razu wiedziałem, że jest to matka Toma. Mieli takie same oczy.  
-Witaj matko. To jest Bill. Mój…  
Spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się szeroko.  
-Najlepszy przyjaciel. Nie ma gdzie mieszkać, ponieważ niedawno zmarł mu ojciec. Pomieszka tu trochę. Wiem, że ci to nie przeszkadza, bo i tak ciągle cię nie ma a ja w tym pustym domu się nudzę.  
-A..ale oczywiście…  
Kobieta wyglądała tak jakby patrzyła na ducha. Tym niby duchem, miałem być ja.  
-Dobrze. To ja pokaże pokój Billowi.  
-Dobrze, ale jak to zrobisz przyjdź do mnie na chwilę. Musimy porozmawiać.  
-ok.  
Boże co za pozer… Przy niej udaje kogoś kim w ogóle nie jest. Ruszyłem za nim. Pokój jaki miał być mój był chyba apartamentem a nie pokojem. Wielkie łoże, sofy, stolik, tv na całą ścianę. Szczęka niemal mi wypadła.  
-To ja zaraz wracam.  
-Cz-czekaj… chcę do wc.  
-Na korytarzu w lewo, piąte drzwi…  
- O..ok… 
 Szepnąłem, a on wyszedł. W myślach powtarzałem to co powiedział. Przecież ten dom to labirynt. Prędzej zleje się niż znajdę kibel.  
-Tom. Ten chłopak to twój brat bliźniak….  
-Co ty gadasz?  
-Kiedy byłam jeszcze biedna urodziliście się. Nie miałam siły ani funduszy aby wychować waszą dwójkę. Dlatego Bill został podrzucony na schody jednego z miastowych domów…  
Stałem jakby mnie wmurowali w ziemię. Moje serce waliło jak młot. To żart prawda. Spojrzałem przez uchylone drzwi i dostrzegłem, że Tom widział mnie. Zakrywając usta dłonią uciekłem stamtąd do swojego pokoju. Boże niech to będzie tylko sen! Nie zniosę więcej! Zaraz zwymiotuję! Jebał mnie mój własny brat?
Złapałem za walizkę i zaraz po tym usłyszałem w drzwiach.  
- A ty dokąd, kochany… Braciszku?  
Zamarłem. Jego głos w stosunku do mnie ani trochę się nie zmienił.


Tom

Nie powiem, nieco zaskoczyła mnie ta wiadomość, ale i tak mnie to nie ruszyło. Nie zamierzałem zaprzestawać moim dotychczasowym... Zabawom, z tak błahego powodu.
- Będziesz ze mną mieszkał. Zapomniałeś? To ja tutaj wydaję rozkazy, a ty masz je spełniać. -powiedziałem spokojnie.
Kiwnął lekko głową i patrzył na mnie przez chwilę jakimś takim obłąkanym spojrzeniem,  a potem rzucił się pędem do łazienki. Usłyszałem, ze wymiotuje. Westchnąłem przeciągle i poszedłem mu pomóc, żeby przypadkiem nie zapaskudził całej łazienki. 
Przytrzymałem mu włosy i podałem jakiś ręcznik, zachodząc go od tyłu. Kucnąłem za jego plecami i wolną dłonią głaskałem go po brzuchu.
Pocałowałem go w kark i wyszedłem, pozwalając, by się ogarnął.
Oparłem się o drzwi łazienki i westchnąłem, w głowie pytając się, co ja wyprawiam. 


Bill


- Będziesz ze mną mieszkał. Zapomniałeś? To ja tutaj wydaję rozkazy, a ty masz je spełniać.  
Pokiwałem tylko na to głową. Cholera… nie mogę na niego patrzeć. Mój własny brat mnie gwałcił, szantażował i… kurwa jemu to nie przeszkadza. Zakryłem usta dłonią i rzuciłem się do łazienki. Jak teraz trafiłem, nie mam pojęcia. Zdążyłem otworzyć sedes i od razu zwymiotowałem. Nawet nie wiem kiedy, ale Tom był za mną i trzymał moje włosy, żebym ich nie ubrudził wymiocinami. Kiedy skończyłem, zaszedł mnie od tyłu, podał ręcznik i kucnął za mną. Ucałował mój kark, gładząc dłonią mój brzuch. Poczułem jak moje wszystkie włoski stają mi dęba. Cholera Tom! Jesteś moim bratem… błagam nie rób mi tego.. Poza tym, jak masz zamiar niszczyć mnie dalej… Proszę nie bądź dla mnie taki dobry… Tom wyszedł, jakby słyszał moje myśli, a ja łapiąc w ręce kolana zacząłem płakać. To jest nie tyle chore co obleśne. Na samą myśl znowu zwymiotowałem. Po kolejnej fali wszedłem bez pytania pod prysznic. Po umyciu odnalazłem jakiś ręcznik i owijając nim biodra udałem się do pokoju. Nie było tam Toma. Nie mam pojęcia gdzie jest. Położyłem się na łóżku zwijając się w kuleczkę.





sobota, 1 grudnia 2012

Hunter: Rozdział 5


Buu. Tutaj Mazohyst (Czarna Pe.).
Bez zbędnego gadania, zapraszamy do czytania.

~~~~

Tom

Pod blokiem byłem już równo o dwudziestej pierwszej. Jakiś jego sąsiad szedł, więc prześlizgnąłem się na klatkę i znalazłem się szybko na jego piętrze. Czekałem więc na niego pod mieszkaniem. Długo nie przychodził, myślałem, że się spóźni. Zobaczyłem go nagle na schodach równo dwadzieścia po.
- Masz szczęście - powiedziałem.
Spojrzał na mnie i bez słowa otworzył drzwi. Weszliśmy do środka, kierując się od razu do sypialni.
Wygodnie rozłożyłem się na łóżku, a Bill stanął przede mną w bezruchu, nerwowo zagryzając wargę.
- Działaj - nakazałem.
- Co?
- Pokaż, co potrafisz.
- C-czyli...?
Spojrzałem na niego z politowaniem. Podniosłem się z łóżka, by do niego podejść. Gwałtownie wpiłem się w jego usta.
- Pokaż, jaka z ciebie dziwka - wyszeptałem, przerywając pocałunek.


Bill

Właśnie wchodziłem schodami na górę i zobaczyłem przed swoimi drzwiami Toma. Serce od razu zaczęło bić mi szybciej, ze strachu oczywiście.
-Masz szczęście.
Nic na to nie odpowiedziałem. Po prostu otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka. Kiedy tam byliśmy przekręciłem wszystkie zamki i razem z Tomem udaliśmy się do mojej sypialni. Tom uwalił się na moim łóżku, a ja stałem obok patrząc na niego. Bałem się i przez to nawet nie wiem kiedy zacząłem zagryzać wargę.
-Działaj.
-Co?
To jego jedno słowo sprawiło, że czułem się tak jakby mówił do mnie zaszyfrowanym językiem.
-Pokaż, co potrafisz.
-C-czyli…?
Spojrzał na mnie i raptownie się podniósł wpijając się gwałtownie w moje wargi. Przerwał pocałunek i uśmiechnął się do mnie.
-Pokaż, jaka z ciebie dziwka.
Te słowa sprawiły, że zadrżałem. Miał rację. Teraz właśnie tym będę, prawda? Będzie do mnie przyjeżdżać i tak będą wyglądać moje noce… Drżącymi ustami wpiłem się w jego pełne wargi i w miarę wychodził mi namiętny pocałunek. Starałem się nie myśleć a działać. Drżące dłonie wsunąłem pod jego koszulkę i zacząłem nimi błądzić po jego umięśnionym brzuchu.
 -Dlaczego… ja?
Szepnąłem w jego usta w swoje bursztynowe oczy utkwiłem w jego ciemnych tęczówkach. Chciałem to wiedzieć. A może musiałem…?


Tom

Oddał pocałunek. Wsunął swoje dłonie pod moją koszulkę i nieporadnie błądził nimi po moim brzuchu. Mimo, że mu to średnio wychodziło, podobało mi się to.
- Dlaczego... ja? - szepnął prosto w moje usta, patrząc mi w oczy.
- Bo jest w tobie coś... Pociągającego. Twoje ciało mnie podnieca.
Mimo półmroku panującego w pokoju udało mi się dostrzec, że chłopak się zarumienił. Spuścił wzrok i nie odezwał się słowem.
Wpiłem się w jego usta, a on pogłębił pocałunek, zarzucając mi ręce na szyję. Nadal go całując, rozpiąłem mu spodnie, po czym zszedłem pocałunkami na jego obojczyki, a dłonie wsunąłem mu w bokserki, głaszcząc jego pośladki.
Mimowolnie jęknął.
Usiadłem na skraju łóżka.
- Zatańcz - nakazałem.


Bill

- Bo jest w tobie coś... Pociągającego. Twoje ciało mnie podnieca.
 Te słowa sprawiły, że poczułem, jak moje policzki rumienią się. Zatkało mnie i spuściłem wzrok, wlepiając go w podłogę. Wtedy Tom raptownie wpił się w moje wargi.  Oddałem pocałunek, zarzucając mu ręce na szyję. Jeśli chcę mieć robotę i nie być pośmiewiskiem dla facetów, to muszę przełamać się. Tom rozpiął mi spodnie i zaczął całować moje obojczyki. Jego dłonie wsunęły się w moje pośladki, na których zacisnął palce, a ja jęknąłem. Usiadł na łóżku i uśmiechnął się do mnie.
-Zatańcz.
Nie była to prośba, a słyszalny rozkaz. Nie umiem tańczyć… Cholera! Nie mogę też powiedzieć nie, bo jak zrobię to trzy razy on odda płytę. Zamknąłem oczy. Drżącymi dłońmi odpinałem guziki koszuli, a moje ciało poruszało się do niesłyszalnej muzyki. Kręciłem zmysłowo biodrami. Boże to jest takie poniżające. Po rozpięciu ostatniego guzika, zsunąłem koszulę z ramion, a ta upadła na podłogę. Teraz była widoczna na mojej piersi blizna w postaci imienia „Tom”. Odwróciłem się tyłem do niego i kręcąc dalej biodrami powoli pozbyłem się spodni i bokserek. Stanąłem przed nim obdarty z ubrań i godności.
-M..może być tyle..?  Zapytałem cicho obejmując się rękami. Chciałem chociaż trochę zakryć swoją nagość.

Tom

Uwielbiałem to, jak się przede mną rumienił i poniżał. Kochałem tę świadomość, że musi zrobić dla mnie wszystko, inaczej straci pracę.
Nie tańczył źle, zważając na to, że to zapewne jego pierwszy raz. Rzekłbym nawet, że szło mu... Dobrze. Przejechałem językiem po dolnej wardze, obserwując jego poczynania.
- M..może być tyle...? - zapytał nieśmiało, próbując się zakryć. Skinąłem głową.
Chyba chcąc mi to wynagrodzić osunął się na kolana i na czworakach podszedł do mnie. Rozchyliłem nogi, a on rozpiął mi spodnie.


Bill

Kiwnął głową, że może być, więc opadłem na kolana i na czworakach podszedłem do niego. Tom od razu rozchylił nogi, a ja rozpiąłem jego spodnie. Dalej cały drżałem. Nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę bać się tego człowieka. Pociągnąłem za spodnie dając mu do zrozumienia aby podniósł tyłek. Kiedy to zrobił ściągnąłem z niego spodnie i to samo zrobiłem z bokserkami. Przed moimi oczami ukazał się jego sterczący członek. Zacząłem szybciej oddychać, bo przerażała mnie myśl, że mam mieć to w ustach. Zwymiotuję… To właśnie pomyślałem, jednak nachyliłem nad jego członkiem głowę i przesunąłem po nim drżącym językiem. Na pewno widział, że walczę sam ze sobą. Po chwili miałem w ustach jego członka. Lizałem go, drażniłem metalową kuleczką w języku i poruszałem głową raz w górę, raz w dół. Boże ja obciągam innemu facetowi. Przecież on wie, że jestem hetero!


Tom

Pedał widocznie się starał, z czego byłem zadowolony. Szło mu lepiej, niż ostatnio, więc cicho mruczałem. Widziałem, że sam ze sobą walczy, więc starałem się od niego zbyt dużo nie wymagać - w końcu to pierwszy raz, kiedy robi to ze mną na spokojnie. Wie, że jestem nieobliczalny, więc wciąż się boi.
Pieścił językiem moje przyrodzenie, na przemian mi obciągając.
Po chwili spuściłem mu się w usta. Przyjął wszystko bez problemu.
- Dobra suka... - "pochwaliłem".
Wziął go w usta jeszcze raz, przez chwilę go liżąc i ssąc, po czym wspiął się na moje kolana i samowolnie opuścił się na mojego penisa, jęcząc głośno z bólu. Zadziwił mnie.


Bill

Pieściłem jego penisa, tak jak umiałem najlepiej. Nie chciałem dostać od niego za niestaranie się. Ta praca jest dla mnie wszystkim. Muszę ją zatrzymać. Po dłuższej chwili Tom spuścił mi się w usta. Spojrzałem na niego powoli wysuwając jego członka z ust. Myślałem, że zwymiotuję. Połknąłem szybko nasienie. Tak, miałem delikatny odruch wymiotny. Jednak nie przejmując się tym wytarłem dłonią kącik ust, z którego popłynęła mi mała strużka spermy.
-Dobra suka…
Ponownie wziąłem w usta członka Toma i starannie go wylizałem, ssąc na zmianę. Po tej czynności wdrapałem się na kolana Toma, przywarłem ustami do jego szyi i po ujęciu w dłoń jego penisa opadłem na niego. Jęknąłem z bólu i nieświadomy tego co robię, zatopiłem zęby w skórze Toma.  Wtedy powoli opadłem na jego kolana. Czułem, jak jego członek wchodzi we mnie coraz głębiej, rozpychając i zapełniając moje wnętrze. Poczułem w oczach łzy. To bolało… Jednak gdy w końcu siedziałem na jego kolanach, mając jego penisa po same jądra w sobie… dotarło do mnie, że w ustach czuję krew. Puściłem jego szyję i spojrzałem na niego przerażony.
-P-przepraszam… to… to było nieświadomie…
-Cicho… pogadamy o tym potem… Może jak będziesz dobry w robieniu mi dobrze…. To nie otrzymasz kary za to co zrobiłeś…
Zacząłem drżeć. Nie ufałem mu. Nie potrafiłem. Nie po tym, kiedy wykonywałem jego polecenia, a on potem potraktował mnie tak, jakbym tego nie robił. Sądzę, że na pewno odkrył moje drżenie, ale nie obchodziło mnie to. Zamknąłem oczy i trzymając ręce na jego ramionach, zacząłem płynnie poruszać tyłkiem w górę i dół. Wtedy stało się coś, co mnie całkowicie zaskoczyło. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na niego z jeszcze większym przerażeniem. Tom mnie zaczął masturbować. Byłem przygotowany na wszystko. Tylko nie na to. Miałem być jego dziwką, ale przez szantaż, nie było mowy o tym że mam czerpać z tego przyjemność.
-N..n… Ah!  Opuściłem głowę, zagryzając dolną wargę przez co przestałem ruszać tyłkiem.
-Nie przestawaj.
 Po przypomnieniu mi tego, ponownie zacząłem podskakiwać na jego kolanach w górę i w dół. Rozchyliłem usta ciężko oddychając. Nie… błagam… Zacząłem jęczeć, jak rasowa dziwka. Nie z bólu, a z przyjemności jaką czułem. Zacząłem podskakiwać jeszcze szybciej na jego kolanach.
-Mam przestać? Przecież tego nie chciałeś.
Spojrzałem na niego wzrokiem przepełnionym pożądaniem.
-P-proszę nie przestawaj… ja…
-O nie mój drogi.  Szepnął z szerokim uśmiechem.
-Jeżeli chcesz dojść musisz mnie o to w odpowiedni sposób poprosić.  Zdębiałem. Patrzyłem na niego ciągle pochłonięty przyjemnością jaką mi dał. Przestałem się poruszać na nim. Wtedy na ucho powiedział mi co mam zrobić.
 -C-co…? to jest…
-Poniżające? A czy możesz być poniżony jeszcze bardziej niż teraz czy trzy tygodnie temu?
 Te słowa zabolały. W oczach pojawiły się łzy. Drżąc spuściłem głowę. Mój penis bolał. Kiedy nie dawałem długo odpowiedzi, Tom przesunął powoli dłonią po moim członku. Znowu jęknąłem.
-B..błagam P-panie.. Pozwój… pozwól mi dojść…
Po tych słowach czerwieniąc się jak nigdy w życiu wpiłem się w jego usta.
-Jak chcesz to potrafisz…
 Zaśmiał się i jego ręka zaczęła mnie na nowo masturbować.  Ponownie zacząłem na nim skakać i to coraz szybciej. Słyszałem jęki i krzyki… Kto to… Kiedy otworzyłem oczy dotarło do mnie że to ja. Przerażony tym zakryłem dłońmi usta. Usłyszałem śmiech Toma. N..nie wytrzymam. Szybciej skakać na nim już nie mogłem. Po chwili doszedłem krzycząc głośno jego imię i spuściłem się w jego rękę. Poczułem, że i on doszedł tylko, że w moim wnętrzu. Zamarłem. Mam w sobie jego spermę. Jednak mogłem zostać upokorzony bardziej. Jęczałem jak dziwka, doszedłem przez mężczyznę który zrobił mi tak wiele złego wykrzykując jego imię  i mam w sobie jego nasienie. Oparłem czoło o jego ramię dysząc głośno. Byłem padnięty. Takiego orgazmu nie miałem nigdy w życiu. To też można dodać do upokorzenia. Kręciło mi się w głowie i brakowało mi tchu.


Tom

Zachowanie Billa jednocześnie zadziwiało mnie i w pewnym sensie podniecało. Ten pedał był naprawdę niezły! Chciało mi się z niego śmiać, kiedy tak jęczał i krzyczał... W końcu nie wytrzymałem, i kiedy zawstydzony zakrył usta dłońmi, ja wybuchnąłem śmiechem. Po chwili wykrzyczał głośno moje imię i doszedł, spuszczając się w moją rękę. W tym samym momencie doszedłem i ja, zostawiając swoje nasienie w jego wnętrzu.
Pedał dyszał głośno ze zmęczenia.  Oparł swoje czoło o moje ramię.
- To tyle na dzisiaj - oznajmiłem.
Podniósł zdziwiony głowę.
- Co?
- Słyszałeś. A teraz złaź ze mnie, chce się ubrać. Mam ważne spotkanie.
- A-ale... - wyjąkał, jakby z zawodem.
- Złaź, powiedziałem.
Zszedł ze mnie bez słowa, a z jego wejścia polała się moja sperma. Spojrzał na to z niesmakiem i pokierował się do łazienki. Albo mi się przywidziało, albo płakał. Cóż, nie obchodzi mnie to.
Ubrałem się i chciałem już wychodzić z jego mieszkania, gdy z ostatniej chwili coś mnie tknęło. Podszedłem pod drzwi łazienki, przykładając do nich ucho. Usłyszałem szloch Billa.
Odsunąłem się od drzwi i postanowiłem, że na niego poczekam. Kiedy wyszedł okryty ręcznikiem, z wrednym uśmieszkiem wcisnąłem mu w dłonie dwieście dolców.
Spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym rzucił pieniądze na podłogę i z powrotem zniknął za drzwiami łazienki.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem.


Bill

- To tyle na dzisiaj.
Podniosłem głowę i spojrzałem na niego.
- Co?
- Słyszałeś. A teraz złaź ze mnie, chce się ubrać. Mam ważne spotkanie.
- A-ale...
- Złaź, powiedziałem.
Kiedy z niego zszedłem, a jego penis wyszedł ze mnie poleciała mi po udach jego sperma. Spojrzałem na to zniesmaczony i od razu udałem się do łazienki. Tak poniżony nie byłem naprawdę nigdy. Ze łzami w oczach zamknąłem drzwi i od razu przemyłem pod prysznicem tyłek. Płakałem kiedy go myłem. Okryłem się ręcznikiem i wyszedłem z łazienki. Zaskoczyło mnie to, że Tom stał przy drzwiach od łazienki. Uśmiechnął się do mnie wrednie i wcisnął mi coś w rękę. Kiedy zauważyłem co to jest miałem ochotę go uderzyć. Jednak nie zrobiłem tego. Rzuciłem w niego tymi pieniędzmi i ponownie ukryłem się w łazience. Wyszedłem dopiero, jak usłyszałem zamykane drzwi od mieszkania. Szybko pobiegłem je zamknąć i wróciłem do sypialni. Położyłem się na łóżku i cicho szlochając zasnąłem.


Tom

Udałem się od razu do mojego domu. Wykąpałem się, zjadłem kolację i później wylegiwałem się na kanapie w salonie. Myślałem o pedale. O tym, jakie wywołuje we mnie emocje, które niestety muszę opanowywać. O tym, jakie ma pociągające, seksowne ciało, choć może i wychudzone i kościste.  Zastanawiałem się, dlaczego nakazałem mu być moją dziwką. Mogłem go po prostu raz a dobrze przeruchać, ewentualnie dwa razy, a potem znów szukać kolejnej ofiary.  Ale nie, zachciało mi się bawić w Ash (czyt: sadystę) i go szantażować. Chociaż, nie powiem, uwielbiałem go poniżać. Ciekawe, jak to się dalej potoczy.
Wstałem z kanapy i przespacerowałem się po mojej "rezydencji". Pomyślałem, że trochę tu smutno i jakoś tak... Pusto. Mieszkałem tylko z matką, ale ona i tak miała pełne ręce roboty i nie było z kim pogadać.
I wtedy właśnie do głowy wpadł mi pewien pomysł. A może by tak ściągnąć tutaj pedałka....?