sobota, 24 listopada 2012

Hunter: Rozdział 4


Przemawia Mazohyst.
To znaczy Czarna Pe., ale już nazywa się Mazohyst. Powód podany jest tutaj.

Przypomnienie:
Mazohyst - Tom
Nerisa Brown - Bill

Enjoy.


____




Tom

Spodobało mi się, że pedał od razu połknął moje nasienie. Nie musiałem nawet go o to prosić.
Widocznie się nauczył...
Ash nadal wchodziła w niego świecą. Nakazałem młodemu odwrócić się na plecy, by kamera uchwyciła jego twarz. Rozłożył szeroko nogi i pozwolił, by dalej go pieprzono.
Wziąłem telefon w dłoń i kamerę skierowałem na twarz Billa, która, mimo że wykrzywiała się w grymasie bólu, wydawała się być dziwnie pusta i bez emocji.
- Bill... Powiedz ładnie do kamery, kim jesteś?
- Twoją własnością - wyszeptał między pchnięciami.
- Bardzo ładnie...
Pochyliłem się i wpiłem w jego usta. Zdziwiło mnie to, że oddał pocałunek.


Bill

Tom nakazał odwrócić mi się na plecy. Tak też zrobiłem. Rozłożyłem szeroko nogi i pozwoliłem im robić co tylko chcieli.  Tom nakierował swój telefon na moją twarz. Spojrzałem w niego. Pomimo grymasów bólu, na mojej twarzy nie pokazywało się nic więcej.
-Bill… Powiedź ładnie do kamery, kim jesteś?
 -Twoją własnością.
Szepnąłem, kiedy na nowo kumpela Toma pieprzyła mnie świecą.  Niech robi co chce..
-Bardzo ładnie…
Pochylił się nade mną i wpił się w moje pełne wargi. Oddałem pocałunek. Mocno i zachłannie. W końcu tego chce, prawda? Zarzuciłem mu ręce na szyję i po prostu odruchowo całowałem. Jak dziwka, która chce zrobić dobrze swojemu klientowi.

Tom

Uległość Blla niesamowicie mnie zadziwiała, ale byłem również zadowolony. Zachowywał się jak prawdziwa dziwka, całował mnie niesamowicie zachłannie. Przestał, gdy brakowało mu już powietrza.
Ash zarzuciła swoje długie, niebieskie włosy do tyłu, wykonując mocne pchnięcia świecą. Pedał jęknął z bólu.
- Wystarczy, Ash.
Dziewczyna wyjęła zakrwawioną świecę i odrzuciła ją gdzieś w bok.
Bill próbował przewrócić się na drugą stronę, ale ból w tyłku mu to uniemożliwił. Spojrzał w tamto miejsce i gdy zobaczył małą kałużę krwi, momentalnie zbladł.
- Do wesela się zagoi - zażartowałem.
Spojrzał na mnie pustym wzrokiem. Odrobinę mnie to zdenerwowało. Wolałem, gdy moje ofiary patrzyły na mnie z przerażeniem i bały się mnie, a on zwyczajnie sobie siedział zobojętniały, jedynie cicho pojękując z bólu.
Dotknąłem palcami jego wejście. Zawył, ale nie odezwał się.
Zirytowany wyjąłem więc po raz kolejny mój scyzoryk i delikatnie przejechałem nim po jego dziurce.

Bill

Byłem pusty. Nic mnie nie ruszało. Jęknąłem z bólu kiedy ponownie poczułem ból spowodowany tym co robiła dziewczyna.
-Wystarczy, Ash.
  Poczułem, jak coś wielkiego ze mnie wychodzi. Spojrzałem w dół i zbladłem. Na łóżku było pełno mojej krwi.
 -Do wesela się zagoi.
Po moim spojrzeniu Tom dotknął mojego wejścia. Jęknąłem z bólu. Powróciłem jednak do siebie, kiedy poczułem na swoim odbycie jeszcze zamknięty scyzoryk. Spojrzałem na Toma z przerażeniem.
-Proszę… n…nie…
 Przekręciłem głowę w bok drżąc na ciele.
-Cz…czeg..o ode mnie… j…jeszcze chcesz…


Tom

Otwarłem scyzoryk i wbiłem go w skórę na jego pośladku. W końcu zaczął płakać.
Zakończyłem nagrywanie, zapisując plik jako "Pedałek". Oddałem telefon Ash.
Podniosłem się do góry i pocałowałem go w czoło, przejeżdżając następnie ostrzem po jego pełnych, malinowych wargach. Spojrzał na mnie nienawistnie. Mocno rozciąłem mu wargę, z której po chwili sączyła się krew. Spuścił głowę w dół, unikając mojego wzroku.
- Spójrz na mnie, suko - warknąłem, podnosząc jego głowę scyzorykiem. Spojrzał na mnie tak jak za pierwszym razem. Był kompletnie przerażony.
Szarpnąłem nim do góry, ciągnąc go za dłoń, by wstał z łóżka. Przez chwilę szedł za mną, ale po kilku sekundach się wywrócił. Przewróciłem oczami i po prostu chwyciłem go za nogę, ciągnąc go po podłodze w stronę łazienki. Drapał panele, próbując mi się wyrwać.
- Z-zostaw mn.. Mnie... P-prosz... Proszę... - wył głośno, cały czas się rzucając.
Nie odpowiedziałem mu, tylko otworzyłem drzwi łazienki i podniosłem go, usadawiając następnie na toalecie. Podszedłem do wanny.
- Wolisz gorącą czy zimną wodę?
Nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie przerażony, trzymając się za krwawiącą ranę.
- Okej, czyli gorąca.
Odkręciłem czerwony kurek, czekając aż naleje się odpowiednia ilość wody.
Dolałem odrobinę zimnej - nie chciałem, żeby mi się tutaj poparzył, chciałem go tylko trochę... Rozgrzać? Umyć? Mniejsza...
Podszedłem do niego i wziąłem go na ręce, następnie powoli wkładając go do wanny. Syczał z bólu, czując gorącą wodę na swoich wszystkich dzisiejszych ranach. A było tego sporo...
Zajęczał, kiedy dotknąłem swojego imienia wyrytego na jego klatce piersiowej.
- Ash?! - zawołałem niebieskowłosą.
- No?
- Zajmij się nim. Ja idę zadzwonić po Adriana.
Wyszedłem z łazienki zostawiając Billa i Ash samych. Wiedziałem, że dziewczyna jeszcze się nad nim trochę poznęca, ale to mnie już nie obchodziło.
Wyjąłem telefon z kieszeni obszernych spodni i wybrałem numer Adriana.
Odebrał po pierwszym sygnale.
- Podjedźcie pod ten blok, do którego biegliśmy. Za moment zejdziemy.
Rozłączyłem się.
Usiadłem sobie na kanapie w salonie i czekałem, aż niebieskowłosa ogarnie Billa.
Po chwili wyszła z łazienki, niosąc go na rękach do jego sypialni.
Był ledwo przytomny.
Poszedłem za nimi.
- Co się stało?
- Zemdlał. Kładziemy go i spadamy. - oznajmiła.
Przykryła go zakrwawioną kołdrą i wyszliśmy z jego mieszkania. Pod blokiem stało już granatowe BMW Adriana.


Bill

Poczułem, jak nagle ostrze jego scyzoryka wbija się w jeden z moich pośladków. Zajęczałem z bólu i popłakałem się. Tom oddał telefon Ash. Wstał z łóżka, nachylił się nade mną i pocałował mnie w czoło, jednocześnie przesuwając ostrzem nożyka po moich ustach, a zaraz po tym poczułem krew.  Spuściłem głowę w ten sposób, że moje włosy zakryły mi twarz. Nie umiałem patrzeć na niego… po prostu nie potrafiłem.
- Spójrz na mnie, suko.
Warknął na mnie, podnosząc ostrzem nożyka moją głowę. Zrobiłem co kazał. Bałem się go. Szarpnął mnie za rękę i zaczął gdzieś ciągnąć. Starałem się iść, jednak nic to nie dało. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, dlatego po kilku sekundach leżałem na ziemi. Stanął nade mną, przewrócił oczami i złapał mnie za nogę. Ciągnąc mnie za nią kierował się do łazienki.
 -Z-zostaw mn.. Mnie... P-prosz... Proszę...
Jęczałem łapiąc się paznokciami podłogi. Nie odpowiedział nic. Otworzył drzwi, podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. W łazience posadził mnie na sedesie i podszedł do wanny.
- Wolisz gorącą czy zimną wodę?
Nie odpowiedziałem. Spojrzałem na niego z przerażeniem dociskając ranę na pośladku jedną dłonią i drugą tą na wardze.
- Okej, czyli gorąca.
Po nalaniu wody podszedł do mnie. Ponownie spojrzałem na niego z przerażeniem. Podniósł mnie i zaniósł do wanny, gdzie następnie mnie włożył. Syknąłem z bólu. Moje wszystkie rany zaczęły mnie cholernie szczypać.
-Ash!
-No?
- Zajmij się nim. Ja idę zadzwonić po Adriana.
Spojrzałem przerażony na dziewczynę. Zacząłem drżeć. Była chora. To co mi zrobiła… Było mi duszno od gorącej wody, a do tego utrata krwi… Nawet nie wiem kiedy, zrobiło mi się czarno przed oczami.   Nie wiem ile to wszystko trwało. Kiedy otworzyłem oczy na dworze była szarówka. Świta? To był sen? Podniosłem się delikatnie i zaraz tego pożałowałem. Bolało mnie całe moje ciało. Czyli to prawda… Zemdliło mnie, jednak udało mi się to opanować. Rozejrzałem się. Byłem w mieszkaniu sam. Zebrałem się w sobie i podniosłem z łóżka. Szybko jednak musiałem łapać się szafki nocnej, bo moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Ochłonąłem trochę i podszedłem do spodni. Podniosłem je i znalazłem telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i zatkało mnie. Wcale nie świtało, to nadchodziła nowa noc. Ile ja spałem?! Krzywiąc się pozbierałem pokrwawione rzeczy i wrzuciłem je do pralki. W łazience posprzątałem ślady krwi i ogarnąłem swoje rany. Wtedy zadzwoniłem do swojego przyjaciela Georga pracującego w aptece. Poprosiłem by przyniósł mi różne maści i leki. Co wykonał po godzinie.
-Jezu Bill co ci się stało?!
-N-..nic. Pobili mnie na ulicy. Masz to o co prosiłem?
 -J-jasne. Poszedłeś na policję?
-Zwariowałeś?! Skąd pewność, że tam nie mają wtyk?
-Cholera! Zająłbym się tobą, ale uciekłem w przerwie aby ci to dać.
-Nie martw się o mnie. To nic. Zagoi się. Poza tym jestem zajęty ważnym projektem i nie będę dostępny przez najbliższe tygodnie.
-Dobrze. Rozumiem. Ale daj znać jak z tobą dobra?
 -Ok.
Zamknąłem przed nim drzwi i zaraz osunąłem się na nogi. Podniosłem się i poszedłem do łazienki. Leczyć rany. Te fizyczne.
Przez ostatnie trzy tygodnie Tom nie odezwał się do mnie. Rany praktycznie wygoiły się. Oprócz jednej. Na mojej piersi blizny w postaci imienia mojego oprawcy pozostaną mi już do końca życia.  Spędziłem ostatnie tygodnie na wcieraniu maści w dupę. Do pracy dzwoniłem prosząc o wolne, mówiąc że mnie pobito jak wracałem z domu i nie jestem w stanie pracować w budynku. Dawali mi jakieś małe artykuły do pisania w domu. Po trzech tygodniach w końcu wróciłem do pracy. Zamówiłem taksówkę. Bałem się napotkać tą chorą bandę, chociaż sądzę, że dali mi spokój. W biurze spędziłem połowę dnia. Musiałem napić się kawy. Odwróciłem się do ekspresu i zacząłem przygotowywać ją.
- Bill, jakiś facet do ciebie. Podobno ma ciekawe materiały.
- Tak? Niech przyjdzie. Muszę zrobić kawę.
- Ok. już go przyprowadzam.
Skończyłem robić kawę i usłyszałem, że mój klient już jest.  Odwróciłem się i zamarłem. Kubek wypadł mi z dłoni i roztrzaskał się na drobne kawałeczki.
- Bill wszystko ok.?  Podbiegł do mnie mój kolega z pracy.
- Tak. Jak zawsze kubek wyślizgnął mi się z rąk.
- Uważaj na siebie.
- Mhm.
Odszedł, a ja drżąc jak liść na wietrze zacząłem zbierać szkło. Usiadłem naprzeciwko Toma, który siedział w drugim krześle i perfidnie uśmiechał się do mnie.
- C-czego chcesz?
- Dać ci to. Bardzo ciekawy materiał, wiesz?
Przysunął się do mnie i szepnął tuż przed moją twarzą.
 - Szczególnie epizod ze świecą.
Zaśmiał się i rzucił na moje biurko płytkę. Momentalnie zbladłem.
 - Po co to tu przyniosłeś? Wyleją mnie jak to zobaczą! Nie, ja sam będę musiał się zwolnić... - szepnąłem, patrząc na niego z przerażeniem.


Tom

Nie odzywałem się do Billa przez jakieś trzy tygodnie, chcąc stworzyć pozory, że dałem mu spokój. Wciąż miałem jego dokumenty, więc po upływie kilku dni stwierdziłem, że czas odwiedzić mojego pedałka w pracy.
Według jego wizytówki pracował w redakcji jakiejś gazety... To bardzo dobrze się składa, akurat miałem wspaniały materiał na pierwsze strony...
Zmontowałem wideo tak, że nie było widać mojej ani Ash twarzy, zrobiłem kopię zapasową płytki, ubrałem się, i wyszedłem z domu. Skierowałem się na parking w poszukiwaniu mojego Cadillaca. Znowu jakiś cwel zaparkował za blisko mnie, więc przejechałem kluczami po masce jego samochodu, ryjąc na niej słowo "IDIOTA".  Wszedłem do auta i odjechałem w stronę pracy chłoptasia.

Stanąłem przed wielkim biurowcem. Cholernie nienawidziłem takich miejsc, były dla mnie zbyt... Poważne?
Wkroczyłem do budynku i podszedłem do informacji.
- Przepraszam? Czy mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie dokładnie pracuje Bill Trumper?
- Bill Trumper? - Kobieta spojrzała na mnie zza okularów. - Ach, tak... Niech pan wybaczy, jestem tu nowa i jeszcze nie rozpoznaję ludzi... - przerwała, dostrzegając moje naglące i niecierpliwe spojrzenie. - Czwarte piętro, sala ósma. Dział trzeci.
- Dziękuję.
Podszedłem do windy i czekałem, aż ta przyjedzie.
Nie było jej dość długo, więc już chciałem iść schodami, ale nagle winda otworzyła się i wysiadła z niej brązowowłosa kobieta.
- Penny?! Ty mnie prześladujesz, kurwa!
- Też miło mi cię widzieć, kotku.
- Co ty tutaj robisz?
- To samo pytanie mogłabym zadać tobie.
Westchnąłem, ale bez słowa ją wyminąłem, wchodząc do windy. Spojrzała na mnie dziwnie, zanim zasunęły się drzwi.
Wcisnąłem czwórkę. Kiedy wyszedłem z windy, zacząłem szukać sali numer osiem. Gdy ją znalazłem, skierowałem się do działu trzeciego, a tam zauważyłem pedała. Uśmiechnąłem się cwaniacko, powoli się do niego zbliżając.
Gdy mnie zobaczył, upuścił kubek z kawą, który roztrzaskał się na podłodze. Podszedł do niego kolega.
- Bill, wszystko ok? - powiedział.
- Tak. Jak zawsze kubek wyślizgnął mi się z rąk.
- Uważaj na siebie.
- Mhm.
Mężczyzna odszedł do swojego działu.
Usiadłem na krześle na przeciwko biurka Billa, a on usiadł po drugiej stronie.
Uśmiechałem się do niego perfidnie.
- C-czego chcesz? - spytał, panikując.
- Dać ci to. Bardzo ciekawy materiał, wiesz?  - przysunąłem się do niego i szepnąłem tuż przy jego twarzy. - Szczególnie epizod ze świecą. - Zaśmiałem się.
Rzuciłem płytę na biurko.
 - Po co to tu przyniosłeś? Wyleją mnie, jak to zobaczą! Nie, ja sam będę musiał się zwolnić... - szepnął przerażony.
- Mam pewną propozycję - Zniżyłem głos, starając się mówić jak najciszej. - Zachowam sobie tę płytkę, nikomu jej nie pokażę, ale za to zostaniesz moją prywatną dziwką. Nie będę dla ciebie brutalny, jeżeli będziesz posłuszny i naprawdę dobry. Jeżeli sprzeciwisz mi się trzy razy, jesteś skończony. - Pomachałem mu płytką przed oczami. - Idziesz na taki układ?
Przełknął ślinę, patrząc na mnie ze strachem.
- Więc? - ponagliłem go.
- T-tak... - odezwał się niepewnie, będąc już bliski płaczu. Jedna łza pociekła mu po policzku, rozmazując starannie nałożony makijaż. Mówiłem już, jaki z niego pedał?
- Cieszę się - odparłem, chowając płytkę do torby. - O której kończysz pracę?
- O dwudziestej pierwszej...
- Będę u ciebie dwadzieścia po.
I wyszedłem.

Bill

- Mam pewną propozycję. Zachowam sobie tę płytkę, nikomu jej nie pokażę, ale za to zostaniesz moją prywatną dziwką. Nie będę dla ciebie brutalny, jeżeli będziesz posłuszny i naprawdę dobry. Jeżeli sprzeciwisz mi się trzy razy, jesteś skończony. – Pomachał mi płytką przed oczami. - Idziesz na taki układ?
Przełknąłem ślinę, patrząc na niego przerażony. Ten horror nigdy się nie skończy, prawda?
 - Więc?
 - T-tak...
  Powiedziałem cicho, czując że mam już łzy w oczach. Jedna nawet się uwolniła i poleciała mi po policzku. Gdy ją tylko poczułem od razu przetarłem policzek.
- Cieszę się. O której kończysz pracę?
- O dwudziestej pierwszej...
- Będę u ciebie dwadzieścia po.
Po tych słowach wyszedł zabierając płytkę. Kiedy go nie było siedziałem tak jeszcze z dwadzieścia minut wpatrując się jak głupi w swoje kolana.
-Bill… wszystko ok.?
 -T-tak… To był znajomy od przyjaciół mojego ojca. Stare rany się otworzyły rozumiesz..
-Przykro mi.
-Mi też… - szepnąłem, a następnie szedłem do łazienki. Gdy tylko dopadłem kabiny dostałem napadu lęku. Miałem problemy z oddychaniem, moje ciało drżało. Będę teraz męską dziwką? Szlag! Uderzyłem pięścią w ścianę i usiadłem na sedesie starając się opanować. Nie wiem co robiłem w pracy, ile tam siedziałem. Pamiętam to co było jak wyszedłem. Szybko do taksówki i do domu. Bałem się spóźnić, bo dałby płytkę. Dokładnie minutę przed spotkaniem byłem pod klatką i otwierałem drzwi.

wtorek, 20 listopada 2012

Hunter: Rozdział 3



Dobra kochani tym razem zamiast Czarnej Pe przemawia do Was Nerisa Brown :D Dziękuję za te brawa :D haha :D Kochana Kitty ja Czarnej nie zmieniłam, ona po prostu miała w sobie uśpiony potencjał :D Mam nadzieję, że i ten rozdział przypadnie Wam do gustu :D Będzie się w nim wiele działo :D 
Zapraszamy do czytania i komentowania :D 




Tom

Kurwa, jebany pedał!
Zauważyłem z daleka, że wchodzi do klatki schodowej. Zdziwiłem się, że w ogóle dał radę się ruszyć, ale nie o to chodziło. Pobiegliśmy pędem w jego stronę.
- Ja pierdolę!
Drzwi zamknęły się nam pod nosem. Zacząłem w nie kopać i je szarpać, licząc, że może się otworzą.
- Pożałujesz tego, suko! - wydarłem się, mając nadzieję, że to usłyszał.
Oparłem się bezradnie o ścianę budynku.
- Tom?
- Czego? - zawarczałem. Miałem zjebany humor, więc nawet w stosunku do Ash nie potrafiłem być miły.
- Tom... We włosach zawsze mam wpiętą spinkę.
- I co z tego?
Spojrzała na mnie z politowaniem. Dopiero po chwili skojarzyłem, o co chodzi.
- Okej, dawaj ją.
Podała mi spinkę, którą następnie próbowałem otworzyć drzwi, ale byłem za bardzo zdenerwowany, żeby w ogóle nią wcelować. Z westchnieniem zabrała mi spinkę.
- Tak to się robi. Patrz na mistrza - powiedziała z dumą i jednym ruchem otworzyła drzwi, wchodząc następnie do środka.
Przez chwilę patrzyłem na nią zdziwiony, ale się ocknąłem i ruszyłem za nią.
- Masz jego dokumenty?
- Mam.
Podała mi je.
- Drzwi numer 4. To na drugim piętrze - oznajmiłem.
Szybko pobiegliśmy. Gdy byliśmy na miejscu, zapukałem w drzwi trzy razy, robiąc między każdym uderzeniem krótką przerwę. Jak w horrorze. Cóż, odrobinę więcej adrenaliny mu nie zaszkodzi...

Bill

-Pożałujesz tego, suko! 
Tyle zdążyłem usłyszeć jako ostatnie słowa. Potem wszedłem na górę zostawiając za sobą ślady krwi. Bolało mnie dosłownie wszystko. Nogi ledwo słuchały moich poleceń. Dotarłem do drzwi. Wszedłem do środka, przekręciłem zamki i pozasuwałem zasuwy. Ta dzielnica była dziwna, dlatego wolałem mieć dodatkowe zabezpieczenia. Oparłem się o ścianę prze drzwiach trzymając się podbrzusza. Szlag! Jak mam teraz żyć ze świadomością, że zostałem z…zgwałcony?! Przez mężczyznę i to w tak brutalny sposób! Miałem też w ustach jego penisa! Właśnie chciałem oderwać się plecami od ściany, ale usłyszałem pukanie. Spojrzałem przez judasza i zamarłem. Znowu on… Jak dostał się tutaj! I skąd… Cholera! Moje dokumenty!
 -Zostaw mnie w spokoju! Wystarczająco się zabawiłeś, prawda?! Odejdź stąd! Czego ty ode mnie chcesz?! Co ja takiego ci zrobiłem człowieku?!
Złapałem dłońmi głowę i zsunąłem się po ścianie na podłogę cicho łkając.

Tom

- Zostaw mnie w spokoju! Wystarczająco się zabawiłeś, prawda?! Odejdź stąd! Czego ty ode mnie chcesz?! Co ja takiego ci zrobiłem, człowieku?! - Chłoptaś wydarł się na nas przez drzwi.
Rozwścieczył mnie tym jeszcze bardziej. Z chęcią wyważyłbym te drzwi, ale nie miałem zamiaru płacić przez tego pedałka. Musiałem poradzić sobie inaczej.
- Ash... Troszkę go postraszymy. - szepnąłem bardzo cichutko.
Dziewczyna skinęła głową, bez niepotrzebnych słów rozumiejąc, o co mi chodzi.
Przedstawienie czas zacząć.
- Otwieraj, czarnulku. Wiesz, jeżeli nam nie otworzysz, ty i twoi sąsiedzi skończycie o wiele gorzej, niż mógłbyś się spodziewać. Jeżeli chcesz zachować wszystkie swoje kończyny na miejscu, lepiej nas wpuść. - rzekła Ash.
- Ash, nie pierdol, tylko zapalaj ten dynamit i spierdalajmy. Nie mam zamiaru skończyć rozdzielony na tysiące części. - warknąłem, niby to się niecierpliwiąc. W rzeczywistości naprawdę byłem zdenerwowany, więc wyjąłem fajkę i zapalniczkę z kieszeni spodni Ash. Zapaliłem papierosa i zaciągnąłem się kojącym dymem nikotynowym.
Usłyszeliśmy, że Bill odsuwa zasuwy drzwi i przekręca zamki. Spojrzeliśmy z Ash po sobie porozumiewawczo, uśmiechając się zwycięsko.
Przed naszymi oczami ukazał się mój kochany pedałek.



Bill

- Otwieraj, czarnulku. Wiesz, jeżeli nam nie otworzysz, ty i twoi sąsiedzi skończycie o wiele gorzej, niż mógłbyś się spodziewać. Jeżeli chcesz zachować wszystkie swoje kończyny na miejscu, lepiej nas wpuść.
- Ash, nie pierdol, tylko zapalaj ten dynamit i spierdalajmy. Nie mam zamiaru skończyć rozdzielony na tysiące części.
Co?! dynamit?! Poza tym co mnie ci wredni sąsiedzi obchodzą? Niech zdychają. Chociaż z drugiej strony nie chciałbym, aby przeze mnie zginęli ludzie, a tym bardziej te biedne dzieci. Szlag! Wiem, że dynamitu nie mają, prawda? Jednak ten facet jest nieobliczalny. Skąd mam mieć pewność, że nie zacznie zabijać sąsiadów własnoręcznie. Westchnąłem i drżącą rękę otworzyłem zasuwy i zamki. Nacisnąłem na klamkę otwierając na oścież drzwi i znowu tej cholernej nocy stałem twarzą w twarz z tym dupkiem. 
-Dynamit? Też pomysł… - Szepnąłem i wszedłem w głąb mieszkania. Sami i tak by weszli więc po co to przedłużać. Wszedłem do łazienki i zdjąłem z ramion zakrwawioną, podartą koszulę. Rzuciłem ją na podłogę i spojrzałem na siebie w lustrze. Wyglądałem gorzej niż okropnie. Rozmazany makijaż, krew na ustach i całym ciele. Zauważyłem to co mi wyciął ten popapraniec. Tom. Czyli tak ma na imię. Przemyłem twarz wodą, to samo robiąc z moimi ranami – tą na policzku i na klacie. Były zabrudzone od ściany, a ja nie chciałem dostać zakażenia. W drzwiach od łazienki stanął Tom. Wiedziałem, że jest wściekły. Już wtedy na dole wykrzyczał, że tego pożałuję.
-Możesz wyżyć się na mnie za dosłownie 5 minut? Jeśli nie przemyję tych ran zapewne zemdleje. Straciłem sporo krwi, nie będę pokazywać palcem przez kogo. 
Po tych słowach sięgnąłem z szafki wodę utlenioną nawet nie czekając na odpowiedź. Nalałem ją na wacik i zacząłem przemywać rany, marszcząc przy tym brwi. Wyglądałem lepiej. Zmyty makijaż i krew z twarzy sprawiły, że lepiej się czułem. Jednak nawet nie mając makijażu… moja twarz wyglądała jak kobieca. Duże, bursztynowe oczy, pełne usta, odstające kości policzkowe. Dlaczego musiałem taki się urodzić. Gdy obie moje rany były czyste spojrzałem na swojego oprawcę. Znowu mnie zgwałci? Potnie? A może pobije?

Tom

Patrzyłem na pedała, niecierpliwie czekając z Ash na przedpokoju. Niech się ogarnie jako tako, w końcu nie będę pieprzył wraku.
Stanął w drzwiach łazienki, ze strachem przymykając oczy.
- Już - westchnął.
Uśmiechając się perfidnie, ruszyłem w jego stronę. Podniosłem go tak, jak wcześniej, zahaczając jego nogi o moje biodra. Przycisnąłem go do ściany swoim ciałem.
Zacząłem go brutalnie całować.
Po dosłownie minucie oderwałem się od jego warg, zwracając się do dziewczyny.
- Ash... Przydasz się. Masz telefon?
- Mam.
- Nagraj mi tego pedałka...
Niebieskowłosa wyciągnęła komórkę z kieszeni swoich obszernych spodni, kierując ją w naszą stronę. Zaniosłem chłoptasia do jego sypialni.

Bill

Zamknąłem oczy. Bałem się. Nie chciałem być pobity, zgwałcony i wiele innych. Dlaczego muszę być taki słaby… 
-Już.
Westchnąłem i otworzyłem oczy. Widząc uśmiech Toma cofnąłem się, bo ruszył on w moją stronę. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe, a moje ciało wbrew mnie drżeć. Złapał mnie pod tyłkiem i uniósł, zakładając moje nogi o swoje biodra. Przycisnął mnie do ściany i zaraz zaczął brutalnie całować. Czułem jak tym pocałunkiem rozciął mi wargę, więc syknąłem cicho. Oderwał się w końcu ode mnie, ciągle mnie obserwując. Nie mogłem na niego patrzeć. Mdliło mnie od tego. Dlatego przekręciłem głowę w bok.
- Ash... Przydasz się. Masz telefon?
- Mam. - Nagraj mi tego pedałka...
Dziewczyna wyjęła komórkę, a on mając mnie ciągle na swoich biodrach ruszył w kierunku mojej sypialni. Skąd wiedział? Pewnie przez to, że były otwarte drzwi od pokoju i widać było łóżko. Położyłem dłonie na jego ramionach odpychając go od siebie. 
-N..nie… 
W oczach znowu miałem łzy. Cholera! Co on knuje?!
-Z-zostawcie mnie… Obiecuję. Nikomu nic nie powiem. Z-zostaw… 
-Zostawię, jak będzie po. I wiem, że nie powiesz bo jakbyś tylko spróbował… Nie przeżyłbyś tego. 
Podszedł do łóżka i rzucił mnie na nie jak zwykłą, szmacianą lalkę. Szybko pozbierałem się i uciekłem pod samo oparcie łóżka.
-Proszę… - powiedziałem cicho i zakryłem się kołdrą.
Nie… I ona ma to nagrać?! To, jak jestem gwałcony po raz drugi?! Nie chcę! Spojrzałem na nich i zerwałem się z łóżka uciekając w kąt pokoju owinięty materiałem kołdry. Rana na policzku i mojej klatce piersiowej jeszcze krwawiła, ale już nie tak mocno jak wcześniej. Musiałem wyglądać żałośnie. Jak wystraszony zając spotykający drapieżnika. Ale on zdecydowanie nim był. Wybiegłem z pokoju wejściem, jakie miałem do kuchni, którego ta dwójka akurat nie obstawiała. Podbiegłem do szuflady i wyjąłem z niej wielki nóż. Puściłem kołdrę i wyciągnąłem przed siebie nóż, trzymając go oburącz. Cały drżałem, a po nożu było to widać najlepiej.
-Idźcie stąd i zostawcie mnie w spokoju!


Tom

Czarnulek pobiegł szybko do kuchni, a ja poleciałem za nim. Zatrzymałem się w progu, gdy zauważyłem, że trzymał w dłoni nóż. Dłonią przywołałem Ash.
Wciąż nagrywała.
- Zobacz, Ash... On myśli, że się obroni... Czy to nie jest zabawne? - Pokręciłem głową z politowaniem, a dziewczyna skierowała kamerę na mnie, śmiejąc się pod nosem.
Uniosłem teatralnie dłonie.
- O, nie! On nas zaraz zadźga na śmierć! Uciekać! - ironizowałem, robiąc krok w stronę pedała.
- Nie podchodź! Cofnij się i zostaw mnie w spokoju, bo pożałujesz! - wyjęczał żałośnie, trzęsąc się jak osika. Trzymał nóż drżącymi dłońmi, dziwiłem się więc, że go jeszcze nie upuścił.
Wybuchnąłem śmiechem.
- Ja? Pożałuję? JA?! - Śmiałem się, jakby opowiedziano mi właśnie bardzo dobry kawał. W sumie... To był bardzo dobry kawał!
Wciąż się śmiejąc, coraz bardziej się do niego zbliżałem.
- Odejdź! - krzyknął, wystawiając bardziej nóż.
- Kotku, lepiej to odłóż, jeszcze się skaleczysz...
- Tom? Kiedy...
- Nie teraz, Ash. Przyjdzie na to czas. Nie martw się, jeszcze zdążysz się popisać.
Uśmiechnąłem się do niej porozumiewawczo.
- Rozumiem - odparła, wracając do nagrywania.
- Wiesz, pedałku - zacząłem spokojnie, zwracając się do Billa - nawet, gdyby udało ci się mnie zabić, nie minęła by minuta, a moi by po ciebie przyszli i zaczęliby się nad tobą pastwić, dopóki nie umarłbyś z wycieńczenia. Byliby zdolni zrobić wszystko, nawet zamknąć cię na tydzień w piwnicy, dać cię psom na pożarcie, cokolwiek. Mogliby poodcinać ci po kolei wszystkie kończyny, czekając aż w bólu się wykrwawisz i zdechniesz. Jeżelibyś mnie zabił, zginąłbyś w o wiele większych męczarniach. Przemyśl sobie, czy to jest dobry wybór...

Bill

- Zobacz, Ash... On myśli, że się obroni... Czy to nie jest zabawne?
Zaczęli śmiać się ze mnie oboje, po czym Tom uniósł do góry obie ręce. 
- O, nie! On nas zaraz zadźga na śmierć! Uciekać!
Zaśmiał się i ruszył w moją stronę. Ręce zaczęły drżeć mi jeszcze bardziej. 
- Nie podchodź! Cofnij się i zostaw mnie w spokoju, bo pożałujesz!
Krzyknąłem na co chłopak wybuchnął śmiechem. 
- Ja? Pożałuję? JA?!
Śmiał się tak bardzo, że w pewnym momencie zobaczyłem w jego oczach łzy. 
- Odejdź! - krzyknąłem, wystawiając bardziej nóż.
- Kotku, lepiej to odłóż, jeszcze się skaleczysz... 
- Tom? Kiedy...
- Nie teraz, Ash. Przyjdzie na to czas. Nie martw się, jeszcze zdążysz się popisać.
- Rozumiem.
- Wiesz, pedałku... Nawet, gdyby udałoby ci się mnie zabić, nie minęła by minuta, a moi by po ciebie przyszli i zaczęliby się nad tobą pastwić, dopóki nie umarłbyś z wycieńczenia. Byliby zdolni zrobić wszystko, nawet zamknąć cię na tydzień w piwnicy, dać cię psom na pożarcie, cokolwiek. Mogliby poodcinać ci po kolei wszystkie kończyny, czekając aż w bólu się wykrwawisz i zdechniesz. Jeżelibyś mnie zabił, zginąłbyś w o wiele większych męczarniach. Przemyśl sobie, czy to jest dobry wybór…
Czyli co? Mam tak po prostu dać mu robić ze sobą co chce? Nie godzę się na to… Moje dłonie zaczęły drżeć jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. 
-N-nie jestem pedałem… ile razy mam ci to powtarzać?! Jestem hetero! A ty…
Puściłem nóż, który z głośnym brzdękiem upadł na podłogę. Opadłem na kolana i schowałem w dłoniach swoją zapłakaną twarz.
-Czego ty ode mnie chcesz? Czemu… 
- Czemu, pytasz? Ponieważ od dziś do końca swoich parszywych dni będziesz moją zabawką.
-C-co?! 
Spojrzałem na niego przerażony. Co on sobie myśli?! Zabawką?! 
-A teraz… 
Obszedł mnie i uniósł do góry moją głowę, aby jego kumpela mogła mnie lepiej kamerować. 
-Powiesz do kamery to co powiem ci na ucho, jasne? Nie muszę mówić, że sprzeciwu nie przyjmuję, prawda?
Kiwnąłem tylko głowę, bo na nic innego nie mogłem się zdobyć. Zaczął mi szeptać do ucha, a ja czując w oczach łzy zacząłem mówić to co chciał.
-Ja Bill Trumper… o… oświadczam, że… Wszystko co jest mi… r..robione jest za… za moją zgodą. M..mój Pan Tom Kaulitz może robić ze… ze mną co chce… 
Było mi niedobrze od tych słów. Po co mu takie oświadczenie… Czemu ja?! Proszę, niech ktoś mnie obudzi z tego koszmaru.


Tom


Chciałem go poniżyć jak najbardziej się dało, żeby raz na zawsze odechciało mu się wyglądać jak pedał. Nie toleruję czegoś takiego!
Szepnąłem mu do ucha słowa, które nakazałem mu wypowiedzieć wprost do kamery. Cicho pochlipując spełnił moje żądanie.
- Ja, Bill Trumper… o… oświadczam, że… Wszystko co jest mi… r...robione jest za… za moją zgodą. M... mój Pan, Tom Kaulitz, może robić ze… ze mną, co chce… 
Po tych słowach schyliłem się do niego i czule - w nagrodę za posłuszeństwo - wpiłem się w jego usta.
- Grzeczny pedałek. Widzisz? Jeżeli będziesz mi wierny i posłuszny, to i ja będę dla ciebie mniej brutalny. Zrozumiano?
Pokiwał głową na tak, zaciskając oczy, by powstrzymać płacz.
Podniosłem go i z powrotem zaniosłem do sypialni. Ash szła za nami z telefonem.
Rozebrałem chłopaka i położyłem go na środku łóżka, a sam stanąłem obok niego.
Skulił się i objął ramionami nogi.
- Rozłóż nogi, kochanie.
Posłusznie wykonał polecenie ze strachem w oczach.
- Pieść się.
Spojrzał na mnie jak na wariata, ale niepewnie dotknął swojego przyrodzenia. Ponagliłem go spojrzeniem.

Bill

Po wypowiedzianych przeze mnie słowach, chłopak nachylił się nade mną i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
- Grzeczny pedałek. Widzisz? Jeżeli będziesz mi wierny i posłuszny, to i ja będę dla ciebie mniej brutalny. Zrozumiano?
Pokiwałem jedynie głową i zacisnąłem powieki, aby nie płakać. Nie chciałem więcej pokazywać swojej słabości. Chłopak podniósł mnie i z powrotem zaniósł do sypialni. W niej rozebrał mnie z moich spodni i bielizny, a następnie położył mnie na łóżku. Skuliłem się i objąłem rękoma nogi. 
- Rozłóż nogi, kochanie. 
Co?! Dlaczego… cholera. Wykonałem polecenie, czując takie upokorzenie jak jeszcze nigdy w życiu.
-Pieść się.
Zaskoczony spojrzałem na niego, jednak dotknąłem swojego przyrodzenia. Szlag by to! Zacisnąłem powieki czerwieniąc się cały. Takiego wstydu nie czułem nigdy. Moja dłoń zaczęła szybciej poruszać się na moim członku. Przerzuciłem przedramię na oczy by zakryć swoją twarz. Niech powie, bym przestał.

Tom

- Jęcz. Jęcz jak dziwka! - zażądałem.
Jęczał, posuwistymi ruchami pieszcząc swojego penisa. Patrzyłem na niego zadowolony. Jego głośne jęki były melodią dla moich uszu.
Gdy zauważyłem, że był już blisko, kazałem mu przestać.
Teraz moja kolej, by się zabawić...
Siedział podniecony na łóżku, czekając na moją kolejną komendę. Krzywił twarz w grymasie bólu, spowodowanego niezaspokojoną potrzebą. Chciałem się nad nim odrobinę poznęcać.
- Poczekam sobie, aż ochłoniesz. Wtedy możesz zacząć jeszcze raz. - Uśmiechnąłem się do niego perfidnie.

Kazałem mu to powtórzyć chyba trzy razy.
Gdy leżał nadal nie do końca spełniony, wszedłem na łóżko, uprzednio rozpinając spodnie. Kazałem mu się posunąć. Usiadłem tak, że między moimi nogami znajdował się Bill. Przyciągnąłem go za włosy do mojego przyrodzenia.
Ruchem dłoni przywołałem Ash i na ucho powiedziałem jej, co ma zrobić.
Ustawiła telefon na szafkę nocną tak, by kamera uchwyciła całe łóżko.
- Wypnij tyłek - nakazała pedałkowi, po czym zaczęła przeszukiwać szuflady.
Po chwili wyjęła z jednej z nich grubą świecę. Podeszła z nią od tyłu do Billa, który zajmował się właśnie mną.
Dłonią wskazałem dziewczynie, żeby chwilę poczekała.
- Pedałku, masz sprawny języczek, ale nie potrafisz się nim obsługiwać... Musisz poćwiczyć - Odsunąłem jego głowę od siebie, żeby przypadkiem mnie nie ugryzł w mojego przyjaciela, podczas gdy Ash wkroczy do akcji.
Zatkałem chłoptasiowi usta dłonią, żeby się nie darł zbyt głośno.
Ash naparła świecą na jego wejście, a młody się wzdrygnął. Mimowolnie zaczął płakać. Jego łzy spływały na moją dłoń.
Dziewczyna brutalnie włożyła w niego świecę.
Krzyknął w moją dłoń chyba najgłośniej, jak potrafił.
-Jęcz. Jęcz jak dziwka! 


Bill
Jego rozkaz był naprawdę mocny. Nie umiałem się mu sprzeciwić. Nie po tym co przeszedłem. Poruszając jeszcze szybciej ręką na członku, zacząłem jęczeć jak rasowa kurwa. Będąc coraz bliżej orgazmu, moje jęki były głośniejsze i właśnie wtedy kazał mi przestać. Krzywiąc się z bólu, bo penis mnie aż bolał i prosił się o spełnienie.
-Poczekam sobie, aż ochłoniesz. Wtedy możesz zacząć jeszcze raz.
Uśmiechnął się do mnie wrednie. Kazał powtórzyć mi to trzy razy. Wtedy rozpiął spodnie, wszedł na łóżko, kazał mi się przysunąć, tak że znajdowałem się między jego nogami. Złapał mnie za włosy do swojego przyrodzenia. Zawołał kumpele mówiąc jej coś na ucho. Wtedy przycisnął mnie mocniej do swojego penisa. Zacząłem go lizać i ssać na przemian. Moje ciało drżało, ale chciałem być posłuszny, aby nic mi nie zrobił. 
-Wypnij tyłek. - powiedziała dziewczyna.
Jak kazała tak zrobiłem. Na czworakach obciągałem mu. 
- Pedałku, masz sprawny języczek, ale nie potrafisz się nim obsługiwać... Musisz poćwiczyć.
Odsunął moją głowę i zakrył mi usta. Czemu? Nagle poczułem, jak coś wielkiego napiera na mój odbyt. Szarpnąłem się i już po chwili z oczu płynęły mi słone łzy. Gdy brutalnie weszło to we mnie krzyknąłem jak jeszcze nigdy w życiu, a mój krzyk został zduszony przez dłoń Toma. Moje ciało już nie drżało, one było targane dreszczami. Spojrzałem na Toma. Mój wzrok mówił: Dlaczego przecież zrobiłem jak chciałeś. Opadłem na łóżko dysząc głośno. Moje uda zalane były krwią, ponieważ stare rany po gwałcie nawet nie zdążyły się zagoić a miałem już nowe. Zaczęło robić mi się ciemno przed oczami. Błagam niech ta ciemność mnie pochłonie. Nie chcę czuć…

Tom

Młody krwawił, ale mimo to Ash nie była litościwa, wręcz przeciwnie - wkładała w niego świecę jeszcze mocniej i głębiej z szatańskim błyskiem w oku. Patrzyłem na to z zadowoleniem.
Gdy czarnulek zaczął płakać i z bólu zagryzał sobie wargi, podniosłem jego głowę i wsadziłem mu do ust swojego przyjaciela.
Zacząłem go posuwać w usta. Dławił się.
Był pieprzony z dwóch stron.
Upokorzony, zraniony i skrzywdzony.
A kamera to wszystko nagrywała.


Bill

Dlaczego mi to robią? Dlaczego Bóg na to pozwala? Przecież żyłem wedle jego jebanych przykazań! Płakałem jak nigdy, chociaż moje oczy powoli przestawały produkować jakiekolwiek łzy. Ile można płakać w tak krótkim czasie? Byłem martwy… martwy w środku. Niech w końcu skończą… Jednak i tak nie było mi to dane. Tom podniósł moją głowę i zaczął posuwać mnie w usta. Wtedy coś we mnie pękło. Moje spojrzenie stało się puste, jakby ktoś wypalił mi duszę. Pozwoliłem robić co chcieli. Nie zareagowałem nawet na to, kiedy po pewnym czasie Tom spuścił mi się w usta. Po prostu połknąłem nasienie. Stałem się pustą skorupą.

sobota, 17 listopada 2012

Hunter: Rozdział 2



Witajcie, to znowu my ^^
I znów przemawia do was Czarna Pe.
Jesteśmy zadowolone, że opowiadanie wam się podoba - dziękujemy za szczere opinie, to dla nas dużo znaczy! :D

Ale przejdźmy do konkretów.
Przypomnienie:
Czarna Pe. - Tom
Nerisa Browne - Bill

Co mogę jeszcze powiedzieć?
Cóż... Może to, że właśnie zaczynacie poznawać moją sadystyczną stronę ;)
Miłego czytu-czytu ♥
~~~~



Tom

Kurwa, jak mnie ta ciota denerwuje!
Co jak co, ale mam dość biegania, jak na jeden wieczór.
Pobiegłem więc szybko za nim, dłonią nakazując reszcie, że mają zostać. Widziałem z daleka, jak chłoptaś próbuje otworzyć drzwi, ale nagle się poddał i pobiegł gdzieś w bok, niestety nie zauważyłem gdzie. Gdy dobiegłem do budynku, rozejrzałem się po okolicy. Nigdzie go nie było, zniknął jak duch. Ale ja  nie poddam się tak łatwo, inaczej nie nazywam się Tom Kaulitz!
Wlazłem w pierwszą ciemną uliczkę, jaką tylko zauważyłem. Przeszedłem obok wielkiego kontenera na odpadki i oparłem się o stojący nieopodal trzepak, bawiąc się prezerwatywą, którą trzymałem w dłoni. Zauważyłem, że za kontenerem coś się poruszyło.

Bill

Jednak przyszedł tu! Boże, nie! On jest nieobliczalny... Czego on ode mnie chce?! Dobra, wyglądam jak pedał, ale żeby od razu myśleć, że nim jestem?! No.. nie przeczę, że ostatnio zauważam, że podobają mi się bardziej mężczyźni, ale... Nie, nie... Teraz nie mogę o tym myśleć. Tu chodzi o mój tyłek i o moje życie. Nie wiem czego on chce, a może to okazać się masakryczne w skutkach. Zadrżałem, kiedy zauważyłem, jak bawi się prezerwatywą. Nie chcę... Drżąc i przyciskając zamkniętą dłoń do mostka wcisnąłem się mocniej w szczelinę, ale on chyba to zobaczył, po podniósł głowę w moim kierunku. Nie... Zamknąłem oczy, nie mogąc prawie oddychać. Nie idź tu... Prosiłem w myślach, ale nie usłuchano mnie. Mężczyzna z zaciekawieniem postawił pierwsze kroki w moją stronę. Nie...

Tom

- Pedałku? Gdzie jesteś?
Ruszyłem w stronę kontenera. Szedłem powoli, nie śpieszyłem się. I tak nie będzie miał gdzie uciec.
- Kotku? - wymruczałem perwersyjnie, kucając przy szczelinie. Chłopak siedział zwinięty w kulkę, widocznie oczekując najgorszego. Biedny. Patrząc tak na niego, miałem ochotę powiedzieć, że nic złego mu nie zrobię, ale wtedy bym perfidnie skłamał. A ja przecież jestem grzecznym chłopcem, a grzeczni chłopcy nie kłamią...
- Zostaw mnie! - wykrzyczał, patrząc mi prosto w oczy. Nieładnie, koteczek się stawia... Chwyciłem go mocno za szczękę, przez co zajęczał z bólu.
- Bądź tak łaskawy i zamknij mordę, pedale. - syknąłem. Pokazałem mu prezerwatywę, którą trzymałem do tej pory w dłoni. - Jeżeli nie będziesz się wyrywał, będzie mniej bolało. I nawet nie próbuj krzyczeć, bo nie będzie za ciekawie.
Zauważyłem zwisający z kontenera poszczerbiony, stary sznur. Nie był jakiś ultra mocny, ale z pewnością unieruchomi drobne, chude ręce chłopaka. Wziąłem sznur i nie szczędząc siły zacisnąłem go na jego nadgarstkach.
Młody jęknął, kiedy odpiąłem mu spodnie.
- Spokojnie... Jeszcze nie zacząłem, kochanie.
Póki co, nie wyrywał się i nie krzyczał. Pewnie obawiał się konsekwencji, jakie mógł ponieść... I dobrze, niech się boi.
Zacisnąłem dłoń na jego kroczu. Pisnął z przerażenia, a ja ściągnąłem mu spodnie wraz z bokserkami do połowy ud.  Spojrzałem na jego twarz. Spływały po niej pojedyncze łzy.
Prawie się nimi dusił, tłumiąc swój szloch w sobie.
Pomyślałem sobie, że nawet nie wiem, jak ma na imię. Zapomniałem sprawdzić w jego dokumentach.
- Jak masz na imię? - zapytałem, szepcząc mu wprost do ucha.
- Bi...B-bill... - wyjąkał.
Zacząłem poruszać dłonią w dół i w górę na jego penisie. Jak na takiego pedała miał nawet sporego.  Wpiłem się w jego usta, swoim językiem gwałcąc jego język.



Bill

Cały drżałem. Bałem się tego faceta.  
- Pedałku? Gdzie jesteś?  
Nie krzyczał. Mógłbym nawet rzec, że szeptał. Szedł w moim kierunku. Nie szybko. Powoli, tak jakby zdawał sobie sprawę, że nie mam gdzie i jak uciec. Ukucnąłem zwijając się w małą kuleczkę. Niech on odejdzie. Proszę cię, Boże, jeśli jesteś tam na górze, niech on odejdzie.  
- Koteczku?  
To, jak wypowiedział te słowa sprawiło, że aż zadrżałem. Przeraziło mnie to. Po chwili był już koło mnie.  Spojrzałem na niego z przerażeniem. 
- Zostaw mnie! - krzyknąłem, patrząc prosto w jego błyszczące oczy. Oczy bezwzględnego brutala i bandyty. Tak, właśnie to z nich wyczytałem. Złapał mnie za szczękę tak mocno, że z moich pełnych warg padł cichy jęk. 
 -Bądź tak łaskawy i zamknij mordę, pedale.  
Po tych ostro i jadowicie wypowiedzianych słowach, zamachał mi przed oczami prezerwatywą. Była to ta sama, którą nosiłem w portfelu.  
- Jeżeli nie będziesz się wyrywał, będzie mniej bolało. I nawet nie próbuj krzyczeć, bo nie będzie za ciekawie. 
 Niech mi ktoś pomoże! Ktokolwiek! Błagam! Widząc, że chłopak rozgląda się za czymś powoli, przesuwając plecami po ścianie uniosłem się do góry, aby wstać. Bałem się o życie. Mógł mieć przecież przy sobie nóż, broń… Mógł mnie nawet zakatować. Złapał z całej siły moje ręce i nim zdążyłem zareagować miałem je związane jakimś starym sznurem. Spojrzałem na niego i pokręciłem głową. Moje całe ciało drżało. Mężczyzna złapał za pasek od moich spodni i rozpiął go. To samo robiąc z guzikiem i rozporkiem. Jęknęłam cicho przekręcając głowę w bok.   
- Spokojnie... Jeszcze nie zacząłem, kochanie. 
Bałem się szarpać i krzyczeć. Jeśli jest w stanie zrobić mi coś takiego… może mieć i broń. Nie chcę umierać. Boję się śmierci. Położył dłoń na moim kroczu i mocno je ścisnął. Wtedy jęknąłem z przerażenia. Nie rób tego.. błagam! Po chwili jednak moje spodnie wraz z bielizną były ściągnięte do połowy moich ud. Nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Dusiłem jednak w sobie szloch. Nie chciałem dać mu aż takiej satysfakcji.  
- Jak masz na imię? 
 Usłyszałem jego szept tuż przy swoim uchu. Zadrżałem cały. Było mi niedobrze.  
-Bi… B-Bill..  - wyjąkałem i zamknąłem mocno oczy nie chcąc na niego patrzeć. Mężczyzna zaczął masturbować mnie, a po chwili wpił się w moje usta wpychając w nie język. Prawie wymiotowałem. On jest mężczyzną! Jak może robić coś takiego innemu facetowi?! Przecież to chore! Ma coś do gejów?! Sam nim przecież jest!  Kiedy oderwał się od moich ust delikatnie uchyliłem powieki i spojrzałem na niego. 
 -B-błagam… Nie rób mi tego… Proszę…  Ja nie jestem gejem… Jestem hetero… Nie rób mi tego… Nie jestem… t-taki jak.. j-jak ty…  
Miałem nadzieję, że posłucha. Jednak nie zrobił tego.  Jednak po moich ostatnich słowach mężczyzna popatrzył na mnie wściekle i zostałem spoliczkowany. Dość mocno, ponieważ aż odrzuciło mi głowę a na wardze poczułem krew. 
 - N-nie… Nie rób mi tego! Jesteś mężczyzną jak ja! Jak możesz… Błagam! Nie jestem gejem, jestem hetero! Nigdy tam nic nie miałem oprócz klocka, więc nie rób mi tego… 
 Wiedziałem, że i tak mogę błagać, ale on nie posłucha.  
- Zawsze musi być ten pierwszy raz…

Tom

- Zawsze musi być ten pierwszy raz...
Schowałem prezerwatywę do kieszeni. Raczej się nam nie przyda...
- Słyszysz? J-ja... Nie j-jestem gejem j-jak t-ty... Zostaw mnie, proszę...
- Nie jestem gejem, pedale... Jak śmiesz tak sądzić?! - warknąłem mu prosto w rozchylone usta, po czym uderzyłem go w twarz. W jego oczach ujrzałem strach - tak piękne, cudowne uczucie. Uwielbiałem to.
- P-przepraszam - wyjęczał.
- I tak ma być - Pocałowałem go.
Przejechałem dłońmi po jego udach, schodząc po chwili na pośladki.
- Bill... - wyszeptałem. - Billy... Cóż za piękne imię...
Środkowym palcem nacisnąłem na jego dziurkę. Westchnął przeciągle.
- Zaraz tam wejdę... Jeszcze chwilkę, kochanie...
Zabrałem dłonie z tego miejsca i rozerwałem jego koszulkę, na co jęknął z zawodem. Ups, pewnie to była jego ulubiona... Ojej, tak mi przykro...
Z kieszeni moich obszernych spodni wyjąłem scyzoryk. Przyłożyłem mu go do policzka. Spojrzał na mnie z przerażeniem jeszcze większym, niż do tej pory. Wyciąłem głęboką kreskę na jego skórze. Zasyczał, a po policzku spłynęła mu strużka czerwonej cieczy.
- Chcesz poznać moje imię? - zapytałem.
Nie odpowiadał.
Szarpnąłem nim mocno i wpiłem się w jego usta, gryząc jego dolną wargę.
- Odpowiedz, skarbie - wysyczałem.
Kiwnął głową na tak.
- W porządku.
Przyłożyłem scyzoryk do jego marnej klatki piersiowej, nacinając na niej swoje imię.
Nacięcia nabrały pięknego, czerwonego koloru, a po jego brzuchu popłynęły świeże krople krwi.
Cudowny widok.
Palcami przejechałem po ranach, nabierając na nie krew. Spojrzałem na niego wyzywająco, wciskając mu następnie palce ubrudzone jego krwią do buzi.
- Ssij - nakazałem.
Niechętnie to zrobił, widocznie walcząc z odruchem wymiotnym. Jak mi się tu zrzyga, to tak go, kurwa, przerżnę, że nigdy tego nie zapomni.
Wyjąłem mu palce z ust, po czym gwałtownie wszedłem nimi w jego odbyt. Krzyknął.
- Ciesz się, pedale, że wsadziłem ci najpierw palce, a nie coś większego - powiedziałem. Zawsze mogłem od razu w niego wejść, bez żadnego przygotowania, a wtedy nie siadłby na tę swoją wychudzoną dupę z jakiś miesiąc.
A tego nie chciałem, on mi się mógł jeszcze przydać.
Odwróciłem go tyłem do siebie, tak, że przyciskałem go do brudnej, obskurnej ściany budynku. Szybkim ruchem dłoni rozpiąłem spodnie i wyjąłem moją bestię.
- Zabawa zaczyna się dopiero teraz...


Bill

- Nie jestem gejem, pedale... Jak śmiesz tak sądzić?!
 Wydarł się na mnie, uderzając mnie w twarz. Skoro nim nie jesteś, to czemu mi to robisz? To pytanie pozostało jednak w mojej głowie. Nie chciałem dostać po twarzy po raz drugi.  
- P-przepraszam…  
Szepnąłem, a moje ciało przeszły tryliony dreszczy. Nie tych przyjemności, a strachu i niemocy. 
 - I tak ma być. 
 Po tych słowach jego wargi ponownie naparły na moje. Dlaczego Bóg nie obdarzył mnie chociaż odrobiną siły? Mężczyzna zaczął gładzić moje uda, jednak po chwili jego dłonie znajdowały się na moich pośladkach. 
 -Bill... Billy... Cóż za piękne imię... 
Nie… Ja wolę umrzeć, niż żeby mnie spotkało coś tak upokarzającego. Poczułem, jak jego palec napiera na mój odbyt. Jęknąłem z przerażenia i poruszyłem się niespokojnie. W oczach miałem znowu łzy.  
- Zaraz tam wejdę... Jeszcze chwilkę, kochanie... 
Zabrał dłonie, ale tylko po to by zerwać ze mnie w brutalny sposób koszulę. Przekręciłem głowę w bok, czując duszności od przytłaczającego mnie przerażenia. Dlaczego nie mogę dostać tu zawału i mieć spokoju od tego faceta? Nie chciałem na niego patrzeć. Mdliło mnie. Spojrzałem na niego wtedy, gdy na moim policzku poczułem zimny metal. Mówiłem, że byłem przerażony? Teraz było to nie do opisania. Wcześniejsze myśli o śmierci przepadły jak bańki mydlane. Bałem się ruszyć, oddychać, czy też patrzeć w oczy temu facetowi. On bez mrugnięcia okiem przesunął ostrzem nożyka po moim policzku. Zamknąłem oczy i zagryzłem wargi. Po chwili czułem jak coś ciepłego płynie po moim policzku. Zrobił mi ranę… Zginę tu?  
- Chcesz poznać moje imię?
 Zadał mi pytanie, ale ja nawet nie potrafiłem otworzyć ust a co dopiero cokolwiek powiedzieć. Złapał mnie za ramiona, szarpnął mną i wpił się w moje usta, gryząc wargę.
  - Odpowiedz, skarbie. 
Kiwnąłem delikatnie głową. Prawda jest taka, że nie obchodzi mnie jak ma na imię, ale bałem się tego, że jeżeli nie powiem „tak” znowu mi coś zrobi.  
- W porządku. 
Czując wbijający się w moją skórę na klatce piersiowej nóż, rozchyliłem usta w niemym krzyku. Odchyliłem do tyłu głowę drżąc i jęcząc na każde jego cięcie.  Kiedy przestał spojrzałem na niego ze łzami płynącymi po moich policzkach. Byłem blady. To, co teraz czułem… Przerażenie? Nie, to słowo zdecydowanie za mało oddawało mój stan. Mężczyzna przesunął po ranach przez co zawyłem z bólu. Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i wsunął palce ubrudzone krwią w moje usta. 
 -Ssij.  
Co?! Nie.. Nienawidzę krwi. Jej zapach przyprawia mnie o mdłości! Zamknąłem oczy, a zza powiek popłynęły kolejne łzy. Dławiąc się tym wszystkim zrobiłem, jak kazał. Bałem się o swoje życie, sądzę że każdy na moim miejscu robiłby co ten psychol chciałby. Wyjął oba palce z moich ust, a ja przez to, że miałem zamknięte oczy, nie zauważyłem co robi. 
 -AAAA! - Wydarłem się, odchylając do tyłu głowę, otwierając szeroko oczy i wyginając swoje skrępowane ciało. Facet bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wsadził mi w odbyt oba palce. Boże! To tak cholernie boli!  
- Ciesz się, pedale, że wsadziłem ci najpierw palce, a nie coś większego.
 Ból na policzku i klatce piersiowej, zastąpił cholerny ból mojej dupy. Mężczyzna wyjął ze mnie palce i przekręcił mnie tyłem do siebie. Moja twarz obiła się o ścianę. Przyparł mnie do niej swoim ciałem. Czułem, jak nierówna, brudna nawierzchnia ściany budynku wbija mi się w zraniony policzek i rany na piersi. Usłyszałem, jak rozpina spodnie.  
- Zabawa zaczyna się dopiero teraz... 
-Nie! Błagam cię! Nie rób mi tego!  
Skoro palce tak bolały, to co będzie jeśli on… Nie wytrzymam tego! Zacząłem szarpać skrępowanymi rękami i uciekać od niego tyłkiem.  Wtedy złapał mnie on za włosy i odchylił do siebie głowę.  
-Jak zaraz się nie uspokoisz, to zamiast mojego kutasa, w twojej dupie znajdzie się ostrze mojego scyzoryka! Jasne?! 
 -P-prosz…proszę… Nie… - Szepnąłem drżąc tak mocno, że nie musiał mnie dotykać aby o tym wiedzieć. Po prostu moje drżenie było tak duże, że było widać je gołym okiem.

Tom

- Nie! Błagam cię! Nie rób mi tego!
Zaczął się szarpać, co mnie cholernie wkurwiło. Chyba go ostrzegałem, nie? Złapałem go mocno za włosy i odchyliłem jego głowę w swoją stronę, warcząc:
- Jak zaraz się nie uspokoisz, to zamiast mojego kutasa, w twojej dupie znajdzie się ostrze mojego scyzoryka! Jasne?!
 - P-prosz…proszę… Nie… - szepnął, drżąc na całym ciele. Normalnie trząsł się jak galareta!
Szybkim, płynnym ruchem, przygniotłem go z powrotem do ściany i zakryłem mu usta dłońmi, by nie krzyczał po tym, co zaraz zrobię.
Naparłem swoim penisem na wejście pedałka.
- Czujesz, kochanie? - zapytałem. Pokiwał ze strachem głową na tak, widocznie bojąc się, że gdyby nie odpowiedział, skończyłby marnie.
Wciąż trzymając dłoń na jego ustach, wszedłem w niego gwałtownie, a on wydał z siebie zduszony krzyk.
Zacząłem go brutalnie pieprzyć.
Mocno, szybko, boleśnie.
Nie minęła chwila, a on... UGRYZŁ MNIE W RĘKĘ!
- Kurwa! - krzyknąłem, odwracając go do siebie przodem, uprzednio z niego wychodząc.
Nie patrzył na mnie. Wzrok utkwił gdzieś w dole.
- Spójrz na mnie, pedale!
Spojrzał. Z przerażeniem jeszcze większym, niż wcześniej. To było w ogóle możliwe?
- Masz mnie, kurwa, słuchać. Zrozumiałeś?!
Kiwnął głową.
Chwyciłem go za nogi i zawiesiłem je na swoich biodrach. Ponownie w niego wszedłem, pieprząc najmocniej, jak potrafiłem.
- Jęcz - nakazałem.
Nie spełnił mojego żądania.
- Jęcz, suko!

Bill

Zakrył mi usta dłonią. Nie, tylko nie to! Ja nie chcę! Co ja mu do cholery zrobiłem! Przecież nawet mnie nie zna! Ponownie przygniótł mnie do obskurnej ściany. Popłakałem się i właśnie wtedy poczułem jak na mój odbyt napiera coś dużego i twardego. Otworzyłem szeroko oczy. 
 -Czujesz, kochanie?  
Bałem się nie odpowiadać, dlatego pokiwałem głową. Jakbym nie odpowiedział to jeszcze mnie uderzy i co? Albo co gorsza wbije mi nóż w brzuch i umrę tutaj. Nagle wszedł we mnie.  
-MMMM - Krzyknąłem, jednak mój krzyk został stłumiony przez jego rękę. Ból jaki poczułem był wręcz nie do opisania. Rozrywało mi odbyt. Czułem, że leci z niego krew. Mój oprawca nawet nie odczekał chwili i już po sekundzie byłem mocno i brutalnie rżnięty. Moje drobne ciało obijało się o ścianę. Było mi słabo, niedobrze i teraz chciałem zapaść się pod ziemie. Byłem gwałcony. Przez innego mężczyznę. Może być coś bardziej upokarzającego? Pchnął we mnie mocniej przez co ugryzłem go z bólu w dłoń.  
-Kurwa!  
Szybko wyszedł ze mnie i odwrócił mnie do siebie przodem. Przekręciłem głowę w bok patrząc gdzieś w ziemię. Bałem się.  
-Spójrz na mnie, pedale!  
Drżąc cały i ledwo stojąc, spojrzałem. 
 - Masz mnie, kurwa, słuchać. Zrozumiałeś?!
 Pokiwałem jedynie głową. Wypłakałem chyba wszystkie łzy. Mój organizm buntował się. Drżał, płonął i słabnął. Mężczyzna zarzucił moje nogi na swoje biodra i ponownie we mnie wszedł. Zagryzłem dolną wargę. Ponownie zaczął poruszać się w moim wnętrzu w agresywny i brutalny sposób. Mocniej zacisnąłem zęby na wardze przez co popłynęła mi w stronę brody strużka krwi.  
-Jęcz!  
Warknął, ale ja nie zareagowałem.  
-Jęcz, suko!  
Krzyknął mocniej mnie jebiąc. Otworzyłem usta i zamiast jęku, krzyknąłem z bólu. 
 -P…proszę… Boli… ja nie chcę! B-błagam!  - Wyjęczałem w jego stronę. Zamknąłem oczy. Bolały mnie ramiona przez to, że miałem na plecach związane ręce. Niech on już dojdzie i zostawi mnie w spokoju! 
 -Ma boleć. Masz mnie czuć i zapamiętać.  
Przekręciłem głowę w bok i zacząłem szlochać. Moje ciało podskakiwało od jego pchnięć na jego biodrach, a moje plecy i kostki na dłoniach ścierały się o nierówną nawierzchnię ściany. Co ja zrobię… Przecież po tym nie pójdę do szpitala. Zorientują się co mi się stało. To będzie jeszcze bardziej poniżające niż jest. Przy każdym jego pchnięciu z moich rozchylonych ust padało ciche jęknięcie. Nie przyjemności, a bólu. 
 -P…proszę… cię… z…zost…zostaw… mnie…


Tom

Pedał błagał mnie o litość, ale ja pozostawałem nieskruszony. Jeszcze czego, wielki Tom Kaulitz nigdy się nie lituje nad swoimi ofiarami, nie ma takiej szansy!
Pchałem  mocniej, czując coraz większe podniecenie.
- Kazałem ci jęczeć!
Jęczał. W końcu jęczał jak prawdziwa dziwka. Uśmiechnąłem się zwycięsko, gdy byłem już bliski orgazmu. Szybko z niego wyszedłem, na co jęknął z bólu
- Klęknij.
Zrobił to, co kazałem. Nieco się guzdrał, bo był cały obolały. Przyciągnąłem go za włosy do mojego penisa.
- Wiesz, co masz robić.
Niechętnie wziął go w usta. Ze strachem przejechał po nim językiem i zaczął go ssać.
- Mmm... Nie umiesz tego robić...
Przycisnąłem go mocniej do siebie. Cały się trząsł i płakał, ale dzielnie próbował zrobić mi dobrze.
Zniecierpliwiony pociągnąłem go za włosy, by oddalił twarz od mojego kutasa. Nie chciałem, żebym ja na tym ucierpiał... Drżał i do tej czynności akurat wcale się nie nadawał. Jego zajebiście ciasny tyłek był o wiele przydatniejszy.
Zdenerwowany sam dokończyłem dłonią, spuszczając mu się na klatkę piersiową, na wcześniej wycięte moje imię.

Bill

Tak bardzo chciałem, żeby sobie poszedł. Modliłem się o to w duchu. Po kilku minutach ostrego jebania, nagle wyszedł ze mnie. Spojrzałem na niego przerażony.  
-Klęknij! 
 Nie tylko nie to. Jednak moje ciało reagowało samo. Nawet nie wiem kiedy klęczałem przed nim, mając na wysokości twarzy jego sterczącego penisa.  
-Wiesz, co masz robić. 
Zaraz chyba zwymiotuję… Rozchyliłem drżące usta i przesunąłem językiem po jego członku. Zassałem się na nim. 
 -Mmm… Nie umiesz tego robić.  
Odchylił za włosy moją głowę i masturbując się doszedł, spuszczając się na moją klatkę gdzie miałem rany od jego noża. W duchu byłem szczęśliwy. Skoro doszedł da mi teraz spokój, prawda?
  -Proszę roz…rozwiąż… mi ręce…  Wyjęczałem patrząc na niego błagalnie. Jednak z moich oczu nie zniknął strach i przerażenie.

Tom

Spojrzałem na niego z góry.
- Chyba żartujesz, kochanie...
Schyliłem się do niego i pocałowałem go delikatnie w usta, przymykając oczy.
- Poczekaj tutaj. Za chwilę wrócę, a ty masz tutaj być.
Zapiąłem spodnie i odbiegłem od miejsca zdarzenia, rozglądając się za moją paczką.
Dostrzegłem ich rozmawiających chyba z jedną z naszych stałych dziwek. Podszedłem do nich.
Nie dostrzegli mnie, więc głośno zagwizdałem. Skrzywili się i odwrócili się w moją stronę.
- Ładnie to tak mnie ignorować? Po... - przerwałem, dostrzegając, kim była dziewczyna, z którą rozmawiali. - Penny...? Co ty tutaj robisz?
- Przynoszę towar - odpowiedziała, zarzucając swoje długie, brązowe włosy za plecy.
- No tak, przecież ty się tylko do tego nadajesz - parsknąłem.
- Tom... - mruknęła Ash, podchodząc do mnie. Pogłaskała mnie uspokajająco po ramieniu.
- Jesteś mi potrzebna. Chodź.
Pociągnąłem ją w stronę bloku, wchodząc w opuszczoną uliczkę.
Ash mogła mi się naprawdę bardzo przydać.
Ona była prawdziwą sadystką.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      


Bill

Schylił się do mnie i pocałował mnie w usta, od czego zadrżałem. 
 -Poczekaj tutaj. Za chwilę wrócę, a ty masz tutaj być. 
Zapiął spodnie i poszedł sobie. To może być moja szansa. Szybko rozejrzałam się i zauważyłem jak coś ostrego wystaje z kosza. Zarzuciłem tam ręce i szybko nimi pocierając przeciąłem i tak mało solidny sznurek. Roztarłem nadgarstki, podciągnąłem spodnie i szybko je zapiąłem. Wybiegłem z uliczki i szybko dopadłem drzwi do klatki schodowej.  Nie patrzyłem na nic. Fart chciał, że do budynku wchodził jeden z moich sąsiadów. Trzymając się podbrzusza, które cholernie mnie bolało dobiegłem do drzwi. Wtedy zobaczyłem biegnącego w moją stronę faceta z laską. Rozpoznałem go od razu. Tuż przed jego nosem zamknąłem drzwi. Wyjąłem z zamku klucze, które zostawiłem. Patrząc na niego przez szybkę zmroziłem go wzrokiem. Po czym odbijając się od ściany plecami ruszyłem schodami do mieszkania. Ledwo mogłem iść. Straciłem sporo krwi, byłem wyjebany przez faceta i cały obolały. Słyszałem jak facet uderza, kopie i szarpie drzwi. Ale były one na domofon, więc trzeba było mieć klucze lub kogoś znać.

czwartek, 15 listopada 2012

Hunter: Rozdział 1


Dobry wieczór, NASI kochani.
Z tej strony Czarna Pe. und Nerisa Brown.
A ściślej mówiąc, to Czarna Pe. w tej chwili do was przemawia. :D
Więc, więc... To powstało dość szybko, bo zaczęłyśmy pisać 2 dni temu i nie wiedzieć skąd, mamy już 12 stron xD
Wyglądało to mniej więcej tak:
"Nerisa: piszemy historyjkę? :D"
Ja: Taaak!"

I tak oto powstało to coś.
I mamy nadzieję, że to coś wam się podoba. ^^

To tak dla ścisłości:
Czarna Pe - Tom
Nerisa Browne - Bill

Miłej lektury! <3

______


Bill

Co jest najśmieszniejsze w ludziach? Zawsze myślą na odwrót. Śpieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli…. W sumie to nie mam bladego pojęcia, czemu akurat teraz, gdy wracałem tymi ciemnymi uliczkami z  pracy do domu, nachodziły mnie takie a nie inne refleksje.  Zazwyczaj po prostu mnie to nie spotykało. Może to przez to co ostatnio usłyszałem od najlepszej przyjaciółki? Powiedziała, że mnie nienawidzi i żebym poszedł płonąć w piekle… W sumie wiem, że są ludzie, którzy potrafią nienawidzić nawet samych siebie. Co sprawia, że człowiek zaczyna nienawidzić sam siebie? Może tchórzostwo. Albo nieodłączny strach przed popełnianiem błędów, przed robieniem nie tego, czego inni oczekują… Tego raczej nigdy się nie dowiem, bo nigdy nic takiego mnie nie spotkało i raczej nie spotka.  Nie wiem co dziś we mnie wstąpiło. Powinienem przestać myśleć. W końcu moje motto to: Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów. Maszeruj śmiało według muzyki, którą tylko ty słyszysz. Wielkie biografie powstają z ruchu do przodu, a nie oglądania się do tyłu. Uśmiechnąłem się sam do siebie i wsunąłem dłonie głębiej w kieszenie spodni. Widząc przed sobą grupkę chłopaków westchnąłem. No, bo teraz się zacznie. Nie raz przez swoją delikatną, wręcz kobiecą urodę dostałem po mordzie. Cóż, do siedzących cicho nie należałem, bo przecież w kaszę dmuchać sobie nie dam. Wetknąłem głębiej słuchawki w uszy i nałożyłem na głowę kaptur. Przyśpieszyłem kroku, bo znałem takich bytujących w grupach.. Jeden z nich był chyba „samcem alfą” bo widziałem, jak na niego patrzyła pozostała zgraja bandy. Spojrzałem na nich i moje spojrzenie z tym kolesiem zetknęły się. Przeszedłem szybko koło nich, wyjmując z kieszeni dłoń, aby bardziej naciągnąć kaptur i wtedy wypadł mi portfel, czego oczywiście nie zauważyłem. Niefart dla mnie, bo były w nim moje dokumenty, jak i wizytówka gdzie napisanie było jakie mam stanowisko w budynku wydających jedną z tutejszych gazet. Nieświadom tego, co się stało ruszyłem do domu drogą przez park. Tak, wybrałem park, pomimo tego że zdawałem sobie strawę z niebezpieczeństwa. Wolałem to niż przechodzić przy mijanej wcześniej grupce. Nim wszedłem do parku, wyjąłem dłonie z lekko wiszących na moich szczupłych biodrach spodni. Doszedłem także do wniosku, że słuchanie muzyki w ciemnym parku nie należy do tych najbezpieczniejszych, dlatego wyciągnąłem słuchawki z uszu. Po tej ostatniej czynności szybkim krokiem wszedłem do parku, wpatrując się tylko w jeden punkt – przed siebie. Chcę tylko jak najszybciej znaleźć się w domu.

Tom

- Ej, stary! Patrz, jaka ciota tam lezie - szepnął w moim kierunku Adrian, mój najlepszy kumpel.
Szedł ze mną ramię w ramię, a za nami wlokła się reszta paczki.
Spojrzałem na chłopaka idącego przed nami. W uszach miał słuchawki, a dłonie miał wciśnięte w kieszenie. Na głowę miał założony kaptur, jakby miał go ochronić przed tym, co go czeka. Wystawały z niego czarne kosmyki długich włosów. Dostrzegłem również makijaż na jego twarzy. Patrząc na niego, pomyślałem tylko jedno: Pedał.
Oscar, wyglądający jak typowy zbir, jakim niezaprzeczalnie był, przejechał dłonią po swej łysinie, dorównując mi kroku po mojej prawej stronie.
- Bierzemy go? - spytał.
Nie odpowiedziałem. Przyspieszyłem tylko kroku, przepychając się między Adrianem i Oscarem.
Gdy tylko chłoptaś znalazł się coraz bliżej nas, nagle zniknął za budynkiem, skręcając w alejkę prowadzącą do parku.
Gwałtownie się zatrzymałem, przez co ktoś uderzył w moje plecy. Odwróciłem się i zerknąłem na tę osobę. To była Ash.
- Sorry, Tom - przeprosiła. - Mogłeś ostrzec.
To była jedyna osoba w naszej bandzie, która miała odwagę mi się sprzeciwiać i wytykać mi błędy. Była też jedyną dziewczyną. Wszystkie laski traktowaliśmy tak samo - jak dziwki. Ale ona była inna, od razu, gdy ją poznałem, coś mnie do niej przyciągnęło. Ubierała się jak facet, styl miała bardzo zbliżony do mojego. Szerokie spodnie, z krokiem sięgającym kolan.  Za duża o kilka rozmiarów koszulka, całkowicie zasłaniająca wszelkie jej krągłości, których nie znosiła. Jedyne, co było w niej  naprawdę kobiece, to jej długie, niebieskie włosy, które zawsze puszczała luźno i kochała je bardziej, niż swojego ojca. Gdy tylko ktoś je dotknął, wiadome było, że nie skończy dobrze.
Prosiła, by mówiono na nią Ash - choć jej pełne imię brzmi Ashley. Nienawidziła, gdy ktoś traktował ją jak dziewczynę, obchodząc się z nią niesamowicie delikatnie. Była twarda, twardsza od niejednego faceta chodzącego po tej ziemi. Można by rzec, że to była laska z jajami.
- Spoko - burknąłem. Spojrzałem na dwóch pozostałych chłopaków, którzy stali całkiem z tyłu, trzymając się za ręce. Adam i Victor. Geje.
Mimo tego, że zatruwamy życie każdemu, kto wygląda jak pedał, szanujemy homoseksualistów. Nic do nich nie mamy. Wkurwiają nas tylko pedały, którzy nie wytrzymują dnia bez makijażu i ryczą, gdy tylko złamie im się paznokieć.
Takie cioty trzeba tępić.
I akurat właśnie się  z kimś takim spotkaliśmy.
Pobiegłem przodem za pedałem, a za mną reszta. Skręciliśmy tam, gdzie on. Szedł szybko, wyraźnie ś śpiesząc się do domu.  I uciekając przed kłopotami.
- Ej, skarbie! Gdzie ci się tak śpieszy?! Mamy czas, chodź tutaj, kochanie!

Bill

Usłyszałem krzyk za sobą i zdębiałem na kilka sekund. Byłem co prawda w połowie drogi w parku. Miałem połowę alei za sobą, a ten chłopak z mijanej wcześniej paczki był na samym wejściu. Pokręciłem tylko głową. Tylko tego było mi trzeba. Rzuciłem się pędem w stronę swojego domu. Miałem nadzieję, że odpuści mi i uda mi się ukryć w moim mieszkaniu. Szybko wybiegłem z ogarniętego mrokiem parku. Bałem się. Serce waliło mi jak młotem. Dlaczego muszę pracować w takiej okolicy?! Szlag! Zatrzymałem się przed drzwiami do domu. Szybko wyjąłem z kieszeni pęczek kluczy, który przez drżące mi jak galaretka ręce wypadł na schodki. Podniosłem je szybko i zacząłem celować w zamek, co też ledwo mi wychodziło. Boże, błagam, nie rób mi tego....



Tom

- Adrian, Oscar, idziecie ze mną, reszta zostaje! Nie ruszać się ani na krok, bo pożałujecie. - Ostrzegłem resztę paczki. W trójkę biegliśmy za młodym, który teraz gnał przed siebie jak struś pędziwiatr. Nie minęło dziesięć sekund, już znalazł się na schodach jakiegoś budynku, zapewne próbując otworzyć drzwi. Miałem ogromną nadzieję, że to mu się nie uda, a my zdążymy do niego dobiec.  Byliśmy już blisko, naprawdę blisko, gdy nagle drzwi otwarły się, a pedał wbiegł jak oparzony do budynku.
Oscar popędził przodem, próbując przytrzymać drzwi, ale te zamknęły mu się przed nosem.
- Kretynie! - warknąłem, waląc w ścianę budynku. Dyszałem ze złości i zmęczenia. Oscar i Adrian oddalili się ode mnie na kilka metrów, widocznie przewidując, że wpadłem w furię.
- Spierdalamy - rzuciłem, odwracając się w stronę wyjścia z parku. Podszedłem do moich ludzi i wróciliśmy tą samą drogą, którą przyszliśmy.
Nie zrobiliśmy nawet dziesięciu kroków, a przed nami ukazała się mała, czarna rzecz, leżąca na chodniku. Wysypywały się z niej drobniaki i jakieś dokumenty.
Portfel.



Bill

Widziałem ich coraz bliżej i bliżej. Stres i strach brały nade mną górę, ale w ostatniej chwili udało mi się otworzyć drzwi i wbiegłem do środka. Dysząc oparłem się o ścianę. Słyszałem, jak tamci przeklinają i odchodzą. Jednak nie chciałem ryzykować i szybko wbiegłem schodami na drugie piętro budynku. Tam podszedłem do drzwi swojego mieszkania i wszedłem do środka szczelnie przekręcając zamek. Cholera! Wiedzą, gdzie mieszkam! Tacy ludzie jak oni nie odpuszczają tak łatwo. Szczególnie ten ich lider. Oparłem się plecami o drzwi i zsunąłem się po nich.
- Jutro zamówię taksówkę... ciekawe ile kasy mi zostało...  Szepnąłem do siebie i kiedy moja dłoń zanurzyła się w moich spodniach zerwałem się na równe nogi. Portfel! Zgubiłem go! Pewnie jak biegłem! Cholera! Jeśli go znaleźli... Wiedzą jak mam na imię, gdzie pracuję, ile mam lat... Dosłownie wszystko. Odwróciłem się w stronę drzwi. Muszę go odnaleźć... Ale... Jeśli oni nadal tam są? Cholera! Wyszedłem z mieszkania po raz kolejny szybko zamykając drzwi. Miałem nadzieję, że nie spotkam ich. Zszedłem powoli na dół i stanąłem przy drzwiach od klatki patrząc przez szybę w drzwiach. Chyba ich nie ma...


Tom

Podniosłem zdobycz z ziemi. Nie spieszyło mi się, żeby stąd iść. Pomyślałem, że może pedałek zechce odzyskać swoją własność i tu wróci...
Przejrzałem zawartość portfela. Dokumenty, dwadzieścia dolców, karta kredytowa, wizytówka, przetarte opakowanie z prezerwatywą... Na widok tego ostatniego zaśmiałem się pod nosem. Po co pedałowi prezerwatywa? Tak bardzo chroni swój tyłek, że nie chce, żeby ktoś mu się spuścił do środka? Śmieszne!
- Tom... - szepnęła do mnie Ash. Popatrzyłem na nią pytająco, a ona skinęła głową, żebym spojrzał za siebie.
Odwróciłem się i z triumfalną miną powiedziałem radośnie:
- Jednak wróciłeś, kotku! - Zajrzałem ponownie do portfela i wyciągnąłem z niego prezerwatywę. - Chodź tutaj, zabawimy się...

Bill

Dobra, nie ma ich. Może wrócili tam, skąd przyszli. Wyszedłem szybko z budynku i pobiegłem w stronę parku. Nie było ich tam. Rozejrzałem się i kiedy byłem na wejściu, z którego krzyczał do mnie wcześniej mężczyzna, zamarłem. Stała tam ich cała banda i oglądała mój portfel. Na początku sparaliżowało mnie. Nie potrafiłem nawet ruszyć powieką. Jednak słowa mężczyzny szybko przywróciły mnie do pionu. Pokręciłem na boki głową. Pierdolić kasę, portfel i dokumenty! Odwróciłem się na pięcie i ponownie tego wieczoru zacząłem biec. Było mi duszno od strachu jaki odczuwałem. Dobrze, że w bieganiu byłem szybki. Podbiegłem do budynku. Złapałem za klamkę od drzwi i wtedy dotarło do mnie coś, czego nie chciałem. Zostawiłem po drugiej stronie klucze. Cholera! Jak mogłem zapomnieć o wyjęciu ich z zamka!? Szlag! Rozejrzałem się szybko i aby chronić swoją dupę ukryłem się za budynkiem, w ciemnej bocznej uliczce. Modliłem się, aby nie szukali tutaj. Niech po prostu dadzą mi spokój... Proszę...