Buuu!
Przemawia do was właśnie najbardziej zajebisty duet wszech czasów, jak to niektórzy nas określili. ;D
Tak, tym razem przemawiamy do was wspólnie.
Wszem i wobec ogłaszamy, że aby zrozumieć Toma, dlaczego gnębi "pedałów", mimo że ma homoseksualistów w swojej paczce, trzeba looknąć do pierwszego rozdziału.
Po trzecie, to kochamy każdego czytelnika i w tym oto momencie każdemu dajemy buziol w polik za czytanie naszego chorego opka. ;*
No i w ten oto sposób przechodzimy do dedykacji od nas dla wszystkich czytelników! Dla tych, którzy komentują, jak i dla tych, którzy czytają, ale nie zostawiają po sobie żadnego śladu.
I ostatnią rzeczą jest... Rysunek Nerisy, który w mniejszym lub większym stopniu jest zapowiedzią tego rozdziału. Mamy nadzieję, że domyślicie się, kim jest kobieta na rysunku. :D
I to już tutaj taka mała uwaga od Mazohyst: Neri ma cudowne pismo, niesamowicie zazdroszczę XD
ENJOY!
~~~~
Bill
Przespałem całą noc. Spałbym pewnie dłużej, gdyby nie budzik, który zaczął dzwonić na całe mieszkanie. Usiadłem na łóżku przecierając pięściami oczy. Boże, jak ja nienawidzę poranków. No ale do roboty trzeba iść. Ziewnąłem i poszedłem do łazienki. Tam wziąłem szybki prysznic. Po wyjściu z kabiny zabrałem się za układanie włosów. Kiedy wyglądały dobrze, zabrałem się za makijaż. Gotowy wyszedłem nagi do sypialni. Z szafy wyjąłem ulubione ciuchy i po ubraniu ich poszedłem do kuchni. Nie jadłem śniadania, jednak bez kawy nie potrafiłem funkcjonować. Po wypiciu jej zabrałem torbę, założyłem buty, płaszcz i wyszedłem z domu. (…)
Dzień w pracy był strasznie monotonny. Myślałem tylko o tym aby skończył się w końcu. Z racji tego, że dziś mija rocznica śmierci mojego ojca wyszedłem z pracy 30 minut wcześniej. Wtedy usłyszałem dzwonek swojej komórki. Wyjąłem ją z torby i wychodząc z budynku odebrałem.
-Halo.
-Świetnie. Jednak masz się dobrze. Miałeś mnie informować o swoim stanie.
Kurwa, totalnie o tym zapomniałem.
-Przepraszam Georg… Twoje leki podziałały i już od dwóch dni pracuję.
-Dziś ten dzień.
-Tak. Dlatego wyszedłem wcześniej. Idę właśnie na cmentarz.
-O tej porze?!
-A kiedy miałem iść? Może o 4 rano? Proszę cię. Zawsze tak chodzę.
-Iść z tobą?
-Dziękuję, ale sam sobie dam radę. Naprawdę.
- Ped…! BILL!
Zatrzymałem się i tak jakby w zwolnionym tempie odwróciłem się. Na parkingu, oparty o maskę swojego auta, stał Tom.
-G-Georg. Zadzwonię potem.
-Znajomy?
-Tak.
Rozłączyłem się i przyglądałem się chłopakowi. Skinął na mnie głową. Działał na mnie jak właściciel na psa, moje nogi od razu zaczęły iść w jego kierunku.
-C-co tu robisz?
Tom
- Mam pewną propozycję - powiedziałem - właściwie, to rozkaz. Pójdziemy sobie teraz ładnie do ciebie, spakujesz swoje rzeczy, i potem wprowadzasz się do mnie... Prosta instrukcja, prawda?
- A-ale...
- Bez dyskusji - warknąłem, patrząc na niego z wyższością. Chłopak od razu spuścił wzrok i odsunął się na krok. Jednym ruchem dłoni szarpnąłem go do siebie, ale niezbyt mocno, żeby nie przywołać gapiów.
- Chciałem... Ja... D-dziś jest rocznica śmierci m-mojego ojc-ca... - wyjąkał, patrząc na mnie błagalnie. Uniosłem lewą brew do góry, patrząc na niego pytająco. - I chciałem... Chcę... O-odwiedzić go. N-na cmentarzu. Naprawdę zrobię, co tylko chcesz i to bez namysłu, ale… po… pozwól mi go odwiedzić…
Do głowy wpadł mi pewien pomysł, gdy wypowiedział słowo "cmentarz". Uśmiechnąłem się do niego, niby niewinnie.
- Och... Rozumiem. Dobrze, możemy iść... Ale zaraz potem idziemy po twoje rzeczy.
- A... A p-praca? - zapytał. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, no!
- Pierdolić robotę - odparłem spokojnie, ciągnąc go w stronę mojego samochodu. Usadowiłem go na siedzeniu pasażera i zapiąłem mu pasy. Spojrzał na mnie, jakby mówiąc "nie traktuj mnie jak dziecko". Oj, nie będę, kochanie...
Wsiadłem do auta i odjechaliśmy w stronę cmentarza. Bardzo dobrze znałem te okolice, był tu tylko jeden cmentarz, więc wiedziałem, gdzie mam dokładnie jechać. Zaparkowałem samochód gdzieś z boku i udaliśmy się w kierunku grobów. Bill prowadził w stronę nagrobka swojego ojca, a ja maszerowałem za nim, rozglądając się po okolicy. Nie było żadnej żywej duszy prócz nas, dosłownie.
Bill
- Mam pewną propozycję. Właściwie, to rozkaz. Pójdziemy sobie teraz ładnie do ciebie, spakujesz swoje rzeczy i potem wprowadzasz się do mnie... Prosta instrukcja, prawda?
Spojrzałem na niego zaskoczony. Co on kurwa do mnie mówi?! To żart, prawda?!
- A-ale...
- Bez dyskusji - Warknął, patrząc na mnie z wyższością. Wbiłem wzrok w ziemię i zmarszczyłem brwi odsuwając się do Toma. Jednak on jednym ruchem dłoni przyciągnął mnie do siebie. Spojrzałem szybko na niego.
- Chciałem... Ja... D-dziś jest rocznica śmierci m-mojego ojc-ca...
Wyjąkałem, patrząc na niego niczym kot ze Shreka. Uniósł lewą brew do góry, a w jego oczach zobaczyłem nieme pytanie: Co jest kurwa?
- I chciałem... Chcę... O-odwiedzić go. N-na cmentarzu. Naprawdę zrobię co tylko chcesz i to bez namysłu, ale… po… pozwól mi go odwiedzić…
Patrzyłem na niego w oczekiwaniu na odpowiedź. Uśmiechnął się do mnie.
- Och... Rozumiem. Dobrze, możemy iść... Ale zaraz potem idziemy po twoje rzeczy. Uśmiechnąłem się szeroko, co pewnie zobaczył. Poczułem ulgę, że pozwolił mi jechać na grób ojca. Jednak po tym wpadło mi coś do głowy. Zaraz… Mam wprowadzić się do niego i…
- A... A p-praca?
Zapytałem cicho. Cholera on mnie zabija już wzrokiem. Jednak przymknął na chwilę oczy, aby zaraz na mnie patrzeć.
- Pierdolić robotę.
Ta, a niby dlaczego mnie jebiesz, co? Dlatego, że właśnie na tej robocie mi kurwa zależy. Nie powiedziałem tego, a on zaczął mnie ciągnąc w stronę samochodu. Usadowił mnie na siedzeniu pasażera i zapiął mi pasy. Spojrzałem na niego z mordem w oczach. Co on kurwa myśli, że ja dziecko jestem?! Na cmentarz dojechaliśmy bardzo szybko. Tom uparł się, że pójdzie tam ze mną. Nie bardzo chciałem, żeby wiedział, gdzie znajduje się nagrobek mojego ojca… Jednak wyjścia nie miałem. Niepokoił mnie też fakt, że znajdowaliśmy się sami na tym jebanym cmentarzu. Po minięciu kilku alejek, w końcu stałem przed grobem ojca. Nie mogłem pomodlić się tak jak zawsze, czyli na głos. Stałem dość długo modląc się za duszę mojego ojca. To, że przed śmiercią powiedział mi, że jestem podrzutkiem bolało nadal. Jednak to jego uważam za mojego prawdziwego i jedynego ojca.
-Długo jeszcze? Mamy dużo do roboty…
Spojrzałem na niego i westchnąłem.
-Nie dasz mi dłużej tu być, co? Ehh... Skończyłem.
-Skoro tak, to ściągaj spodnie, właź na grób i wypinaj do mnie swoją dupę.
Blady niczym kreda patrzyłem na niego w osłupieniu.
-Co się gapisz? Czy to nie ty powiedziałeś, że jeśli cię tu zabiorę, to zrobisz wszystko bez namysłu? No chyba, że mam dać płytę…
Sukinsyn! On od początku to planował. Zacisnąłem zęby i zacząłem rozpinać spodnie.
-Nienawidzę cię…
-I dobrze, kotku… Wcale nie musisz mnie kochać, a dawać mi dupy.
Zrobiłem jak kazał. Byłem na grobie ojca z wypiętym tyłkiem. Łzy same zaczęły mi płynąć po policzku. W myślach przepraszałem ojca za to, co teraz się będzie dziać.
-Widzisz staruszku jakiego masz synka? Męska kurwa z niego.
Zaśmiał się i sprzedał mi klapsa w tyłek, aż jęknąłem. Po tym wszedł we mnie bez ostrzeżenia i od razu ostro zaczął jebać. Wtedy poczułem jego rękę na moim członku.
-Nie!
Krzyknąłem, ale on nie słuchał. Przez ruchy jego dłoni mój członek twardniał. Jego penis wsuwał się i wysuwał ze mnie w ostrym tempie, a jego jądra uderzały o moje pośladki. Był to szybki numerek, który zakończył się naszym wspólnym orgazmem. To co zrobił mi tu… Nie zapomnę mu tego. Uniosłem głowę do góry i zamarłem. Zdjęcie mojego ojca na grobie było ubrudzone spermą. Tom wyszedł ze mnie, więc szybko pozbierałem się i chciałem wytrzeć to co było na fotografii.
-Nie ma mowy. Zapierdalaj do auta.
-A..ale… Jak mogłeś?!
-Ot, tak. A teraz jedziemy do twojego mieszkania i do mnie!
Warknął. Podszedł do mnie, złapał mnie za kark i z całą swoją siłą zaczął ciągnąc do samochodu. Całą tą drogę płakałem i wykrzykiwałem, jak bardzo go nienawidzę.
Tom
Pedał był cały roztrzęsiony, więc posadziłem go na tylnych siedzeniach. Jeszcze by brakowało, by spowodował wypadek. Przez połowę drogi do jego domu wyzywał mnie, płakał i krzyczał, że mnie nienawidzi.
Po chwili gwałtownie wyhamowałem i zjechałem na pobocze. Odwróciłem się do tyłu i między siedzeniami przyciągnąłem go mocno za podbródek do siebie, drugą rękę zaciskając na jego włosach. W jego oczach dostrzegłem istną nienawiść, na co prychnąłem.
- Miałeś robić wszystko, co ci każę. A nie kazałem ci się wydzierać! Więc, albo zamkniesz teraz ryj, albo po prostu zawrócę i zrobię to jeszcze raz.
Zamilkł. Może nie do końca, bo wciąż płakał, ale już się na mnie nie wydzierał. I bardzo dobrze, bo naprawdę byłbym zdolny tam wrócić i zrobić coś o wiele gorszego, niż wszystko do tej pory. Ostatni raz zgromiłem go spojrzeniem i odepchnąłem z powrotem na siedzenie. Nim odpaliłem znów silnik, zerknąłem w wsteczne lusterko, ustawiając je tak, bym widział Billa. Trząsł się. Trząsł się i cicho, niemal bezdźwięcznie, szlochał. Patrzył się pustym wzrokiem w przyciemnioną szybę, za którą nagle zaczął padać deszcz. Pomyślałem, że to wygląda jak scena z jakiegoś marnego dramatu i westchnąłem, ruszając w kierunku jego domu.
Nie było mi go wcale szkoda, wręcz przeciwnie - uwielbiałem się nad nim pastwić. W żadnym wypadku nie zamierzałem być dla niego litościwy. Nigdy. Postanowiłem sobie, że zniszczę tego czarnego pedała, i tego właśnie dokonam. Będę to robił powoli, sprawiając, że będzie cierpiał jak nigdy... Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mu do głowy, żeby popełnić samobójstwo, to zrobię wszystko, żeby uratować mu tę jego chudą dupę, a potem oddam video w odpowiednie ręce.
Niech zapamięta, że ode mnie nie ucieknie.
Zaparkowałem samochód pod blokiem. Niemal wyszarpałem Billa z auta i pociągnąłem go w kierunku budynku. Drżącymi dłońmi wyciągnął klucze z kieszeni i spojrzał na mnie niepewnie, otwierając je. Wciąż szlochał. Idąc po schodach, przewracał się prawie na każdym schodku, więc wziąłem go na ręce i zaniosłem do góry. Drzwi otworzyłem kopniakiem.
Rozkazałem mu spakować wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.
- Nie bierz wszystkiego, jeszcze tu wrócę po resztę w międzyczasie.
Przytaknął i zaczął wyjmować swoje ubrania z szafy, układając je następnie w walizce. Cierpliwie czekałem.
Bill nadal szlochał i niesamowicie się trząsł. Wziął w swoje dłonie walizkę, ale od razu ją upuścił. Ponowił próbę. Spojrzałem na niego z politowaniem i wyrwałem mu bagaż. Wybiegłem z mieszkania i od razu skierowałem swoje kroki do samochodu. Za mną powoli wlókł się pedał, cicho sobie popłakując.
Bill
Kiedy byliśmy w samochodzie i byłem wrzucony na tylne siedzenie nie oszczędzałem słów. Płakałem i wyzywałem Toma od najgorszych sukinsynów, jakich matka ziemia nosi na sobie i krzyczałem jak cholernie go nienawidzę. W pewnym momencie Tom dał ostro po hamulcach i zjechał na pobocze. Pomiędzy siedzeniami złapał mnie i przyciągnął do siebie. Jego druga ręka wylądowała na moich włosach. Spojrzałem z nienawiścią w jego oczy.
- Miałeś robić wszystko, co ci każę. A nie kazałem ci się wydzierać! Więc, albo zamkniesz teraz ryj, albo po prostu zawrócę i zrobię to jeszcze raz.
Te słowa sprawiły, że zamknąłem się. Płakałem, ale nic już nie mówiłem. On odepchnął mnie i ruszył. Miałem dość… Jak mógł mi to zrobić?! Na grobie mojego ojca?! Patrzyłem tępo w szybę i czekałem tylko jak dojedziemy. Nie kontrolowałem ani jednej łzy. Gdy byliśmy przed blokiem Tom na siłę wyciągnął mnie z auta. To jaki byłem roztrzęsiony sprawiło, że klucze prawie wyleciały mi z ręki, a kiedy znaleźliśmy się na klatce schodowej nie miałem nawet siły iść. Byłem wyprany z jakiejkolwiek siły… Potykałem się i wtedy Tom wziął mnie na ręce. Chciałem go odepchnąć, ale naprawdę nie miałem siły aby walczyć z tym potworem. Zacząłem pakować się do walizki.
- Nie bierz wszystkiego, jeszcze tu wrócę po resztę w międzyczasie.
Kiwnąłem na niego głową. Boję się, że przy tym człowieku stanę się niemową. Nie miałem ochoty na niego patrzeć i go słuchać. Kiedy spakowałem walizkę chciałem ją podnieść, lecz mi wypadła z rąk. Stało się tak dwa razy. Tom najwyraźniej tym wkurwiony wziął ją i wyszedł. Kiedy zostałem sam w mieszkaniu, po raz ostatni rozejrzałem się.
- Nie pozwolę przyjechać mu tu samemu. To mieszkanie jest dla mnie ważniejsze niż praca…
Po tych słowach wyszedłem z mieszkania, zamknąłem drzwi na klucz i zbiegłem za Tomem. Przed autem spojrzałem na niego.
-Jak będziesz jechać po resztę, jadę z tobą.
Uniósł brew ku górze i uśmiechnął się.
-Słucham?
-To, co słyszałeś.
-Słuchaj mały, jak będę chciał to na mój rozkaz sprzedasz to mieszkanie.
-Nie ma mowy!
Spojrzał na mnie z mordem w oczach i podszedł do mnie. Pchnął mnie na samochód i unieruchomił na jego boku moje nadgarstki. Z przerażenia zamknąłem oczy. Czułem jego twarz niebezpiecznie blisko mojej.
-Co powiedziałeś?
-Nie sprzedam go! Jest dla mnie ważne! Jak chcesz to dalej oddaj płytkę! Ale ja…
Otworzyłem oczy i zapłakane tęczówki utkwiłem w jego oczach.
-Nie sprzedam go.
-Najwyraźniej uderzyłem nie tam gdzie trzeba kochany… No dobrze. Jeśli nie będziesz mnie słuchać to nie dość, że dam to w twojej pracy, to rozdam twoim sąsiadom. Sam wiesz jak ciężko ma homoseksualista. Dlatego sąsiedzi sami sprawią, że nie dasz rady tutaj mieszkać.
Uśmiechnął się wrednie a ja patrzyłem na niego w osłupieniu. Powoli zacząłem zsuwać się plecami bo boku auta, a Tom nadal trzymając moje nadgarstki zniżał się ze mną, aż w końcu ja siedziałem na ziemi a on kucał. Jednak nadal nie puścił moich rąk.
-Ty draniu… - szepnąłem.
Tom
Parsknąłem na jego słowa i pociągnąłem go za koszulkę do góry, a on zajęczał z bólu. Spojrzałem na niego z kpiną, a potem dosłownie wrzuciłem go na tylne siedzenie w samochodzie. Sam zasiadłem za kierownicą i już jechałem w kierunku mojej rezydencji.
Pedał płakał, ba, wył i wbijał sobie paznokcie w skórę, co zauważyłem w lusterku wstecznym. Może chciał jakoś załagodzić ból psychiczny? Oj, Billy, nie łódź się... Jeszcze troszkę sobie ze mną pocierpisz, kochanie...
Kiedy znaleźliśmy się pod moim domem, wyszarpałem go siłą z samochodu. Przez chwilę patrzył tępo na moją willę, pewnie myśląc, że się pomyliłem. Albo, że żartuję.
- T-ty... Tu... m-miesz-kasz? - wyjąkał między szlochami, patrząc na mnie zdezorientowany.
- Tak. Takie dziwne? Ciesz się, że nie będziesz mieszkał w melinie.
Zacisnął wargi, widocznie powstrzymując ostre słowa. Bardzo dobrze, Billy. Jeżeli coś do mnie masz, zachowaj to dla siebie...
Chwyciłem go za drżącą dłoń, co go chyba zdziwiło. Cóż, mnie też...
Bill
On tu mieszka?! Co on kurwa syn gangstera czy co? Drgnąłem ponieważ poczułem na swojej dłoni zaciśnięte palce Toma. Zaskoczony spojrzałem na niego. Dlaczego robi coś takiego, skoro zaraz po tym potrafi robić mi takie krzywdy? Weszliśmy do domu Toma. Był przeogromny. To było tak wielkie, że niemal jak zamek królewski. Weszliśmy do czegoś, co było chyba salonem. Na kanapie, przy ławie siedziała piękna, szczupła kobieta. Spojrzała na nas i już od razu wiedziałem, że jest to matka Toma. Mieli takie same oczy.
-Witaj matko. To jest Bill. Mój…
Spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się szeroko.
-Najlepszy przyjaciel. Nie ma gdzie mieszkać, ponieważ niedawno zmarł mu ojciec. Pomieszka tu trochę. Wiem, że ci to nie przeszkadza, bo i tak ciągle cię nie ma a ja w tym pustym domu się nudzę.
-A..ale oczywiście…
Kobieta wyglądała tak jakby patrzyła na ducha. Tym niby duchem, miałem być ja.
-Dobrze. To ja pokaże pokój Billowi.
-Dobrze, ale jak to zrobisz przyjdź do mnie na chwilę. Musimy porozmawiać.
-ok.
Boże co za pozer… Przy niej udaje kogoś kim w ogóle nie jest. Ruszyłem za nim. Pokój jaki miał być mój był chyba apartamentem a nie pokojem. Wielkie łoże, sofy, stolik, tv na całą ścianę. Szczęka niemal mi wypadła.
-To ja zaraz wracam.
-Cz-czekaj… chcę do wc.
-Na korytarzu w lewo, piąte drzwi…
- O..ok…
Szepnąłem, a on wyszedł. W myślach powtarzałem to co powiedział. Przecież ten dom to labirynt. Prędzej zleje się niż znajdę kibel.
-Tom. Ten chłopak to twój brat bliźniak….
-Co ty gadasz?
-Kiedy byłam jeszcze biedna urodziliście się. Nie miałam siły ani funduszy aby wychować waszą dwójkę. Dlatego Bill został podrzucony na schody jednego z miastowych domów…
Stałem jakby mnie wmurowali w ziemię. Moje serce waliło jak młot. To żart prawda. Spojrzałem przez uchylone drzwi i dostrzegłem, że Tom widział mnie. Zakrywając usta dłonią uciekłem stamtąd do swojego pokoju. Boże niech to będzie tylko sen! Nie zniosę więcej! Zaraz zwymiotuję! Jebał mnie mój własny brat?
Złapałem za walizkę i zaraz po tym usłyszałem w drzwiach.
- A ty dokąd, kochany… Braciszku?
Zamarłem. Jego głos w stosunku do mnie ani trochę się nie zmienił.
Tom
Nie powiem, nieco zaskoczyła mnie ta wiadomość, ale i tak mnie to nie ruszyło. Nie zamierzałem zaprzestawać moim dotychczasowym... Zabawom, z tak błahego powodu.
- Będziesz ze mną mieszkał. Zapomniałeś? To ja tutaj wydaję rozkazy, a ty masz je spełniać. -powiedziałem spokojnie.
Kiwnął lekko głową i patrzył na mnie przez chwilę jakimś takim obłąkanym spojrzeniem, a potem rzucił się pędem do łazienki. Usłyszałem, ze wymiotuje. Westchnąłem przeciągle i poszedłem mu pomóc, żeby przypadkiem nie zapaskudził całej łazienki.
Przytrzymałem mu włosy i podałem jakiś ręcznik, zachodząc go od tyłu. Kucnąłem za jego plecami i wolną dłonią głaskałem go po brzuchu.
Pocałowałem go w kark i wyszedłem, pozwalając, by się ogarnął.
Oparłem się o drzwi łazienki i westchnąłem, w głowie pytając się, co ja wyprawiam.
Bill
- Będziesz ze mną mieszkał. Zapomniałeś? To ja tutaj wydaję rozkazy, a ty masz je spełniać.
Pokiwałem tylko na to głową. Cholera… nie mogę na niego patrzeć. Mój własny brat mnie gwałcił, szantażował i… kurwa jemu to nie przeszkadza. Zakryłem usta dłonią i rzuciłem się do łazienki. Jak teraz trafiłem, nie mam pojęcia. Zdążyłem otworzyć sedes i od razu zwymiotowałem. Nawet nie wiem kiedy, ale Tom był za mną i trzymał moje włosy, żebym ich nie ubrudził wymiocinami. Kiedy skończyłem, zaszedł mnie od tyłu, podał ręcznik i kucnął za mną. Ucałował mój kark, gładząc dłonią mój brzuch. Poczułem jak moje wszystkie włoski stają mi dęba. Cholera Tom! Jesteś moim bratem… błagam nie rób mi tego.. Poza tym, jak masz zamiar niszczyć mnie dalej… Proszę nie bądź dla mnie taki dobry… Tom wyszedł, jakby słyszał moje myśli, a ja łapiąc w ręce kolana zacząłem płakać. To jest nie tyle chore co obleśne. Na samą myśl znowu zwymiotowałem. Po kolejnej fali wszedłem bez pytania pod prysznic. Po umyciu odnalazłem jakiś ręcznik i owijając nim biodra udałem się do pokoju. Nie było tam Toma. Nie mam pojęcia gdzie jest. Położyłem się na łóżku zwijając się w kuleczkę.